Abchazja i Kazbek w jeansach [z trasy]
Nowe: zobacz poradnik "Jak wejść na Kazbek"!
A wiec (nigdy nie zaczynaj zdania, ba, w ogole niczego nie zaczynaj od "a wiec") ostatnio napisalem tylko troszke o Karabachu. Od tamtego czasu wiele sie bardzo wydarzylo wiec tymczasowo reszte opowiesci o Karabachu odsune na bok. Napomkne tylko ze spotkalem tam mniej lub bardziej przypadkowo Natalie i Michala (pozdrawiam), ze jest tam bardszo pieknie i generalnie mi sie podobalo. A na przyklad w Abchazji mi sie juz tak srednio podobalo. Sadzilem (z przekazow medialnych i opowiesci Gruzinow) ze jest to generalnie kraina podwyzszonego hardkoru, ludzie pochowani w krzakach z karabinami czy co. Otoz nie, nic z tych rzeczy (no jaka szkoda). Abchazja sklada sie w glownej mierze z 4 milionow ruskich turystow rozlozonych rzedem na plazy, noszacych blyszczace ruskie ubrania i w zasadzie niewiele wiecej tam do zobaczenia jest (lubicie szyk przestawny?). No gory sa jeszcze. I jest drogo. A wszystko wyglada jak hmm niewiem... Kolobrzeg 15 lat temu - ogolnie raczej brudno i tandetnie (nie chce urazic Kolobrzegu, z gory przepraszam jesli w Kolobrzegu 15 lat temu bylo na prawde fajnie). Z ciekawych wydarzen to spalem tam w daczy Stalina. Za darmo. Tak sie milo zlozylo ze nad jezioro Risa moim autostopowym kierowca byl dyrektor daczy Stalina (muzeum+hotel). Dzieki temu nie placilem za wjazd do czegos na ksztalt parku krajobrazowego (250 rubli, tak, w Abchazji maja tez ruska walute, mowia tez po rusku, tzn. niby maja swoj jezyk ale uslyszalem go chyba dopiero trzeciego dnia), zostalem nakarmiony niedobra ryba jedzana na plastikowym stoliku (300 rubli z gorka) i za darmo przenocowany w tandetnym hoteliku. Wszystko jest tam tak okropnie postsowieckie i tandetne. Po Abchazji wydaje sie ze Gruzja to kraina mlekiem i miodem plynaca, niczem Szwajcaria. W Abchazji jedyna ciekawa rzecza (dla ktorej rzeczywiscie warto wydac 20$ na wize) sa
rozmowy z ludzmi, poznanie abchaskiej wersji historii, zobaczenie na wlasne oczy zniszczonych domow po wygnanych Gruzinach i przekonanie sie, ze Rosjanie w "bardzo pokojowych celach" buduja tam 7 bardzo duzych i jeszcze troche mniejszych baz wojskowych. Abchaska wersje historii jak i sposob zdobycia wizy zamieszcze jakos porzadnie pozniej, a teraz jeszcze kilka zdjec.
Po Abchazji udalem sie do Tbilisi gdzie
spotkalem znow Aste i Karla z Islandii. Odebralem swoj sprzet wspinaczkowy ktory mi przywiozl Marcin, Maciek i Ania z hostelu i poszlismy z Islandczykami spac do Marata, Uzbeka, ktory niedaleko scislego centrum Tbilisi gosci ludzi za darmo. Szalone miejsce i szalony czlowiek ; ). Maciek, Marcin i Ania, z ktorymi umawialem sie na zdobywanie Kazbeku, wyjechali w gory 2 dni wczesniej. Tymczasem Karl zdecydowal sie zeby wchodzic rowniez na szczyt a Asta postanowila towarzyszyc nam przez jakis czas (bo po kilku dniach miala samolot do Berlina). Tak wiec nastepnego dnia wyjechalismy w gory, we wsi na dole zakupilismy zywnosc i zaczlismy na wysokosc 2200 metrow gdzie w okolicach kosciola Cmida Sameba mial rozbity swoj namiot Marcin. Maciek i Ania poszli juz w gore, wiec sklad ostateczny ekipy przedstawial sie nastepujaco:
czyli Karl, Wojtek, Asta i Marcin. Pierwszego dnia zawedrowalismy od kosciola na 2200m przez kamienie i lodowiec do bylej stacji meteorologicznej na okolo 3700m. Rano przywitala nas piekna pogoda:
wiec zdecydowalismy sie z Karlem wchodzic dalej na plateau (nie aklimatyzujac sie w okolicach stacji meteo). Asta wrocila z polska grupa na dol a Marcin stwierdszil ze chyba nie da rady. Poszlismy wiec i rozbilismy swoj namiot na plateau na wysokosci okolo 4500m. Bylo zimno i czulismy sie dosc fatalnie, ja bardziej. Tzn. bolala nas glowa i nie za bardzo chcialo nam sie przyjmowac pokarmy. Tak, wiec jesli ktos przypadkowo nie ma nadmiaru czerwonych krwinek na codzien to ja bym radzil sie aklimatyzowac. Ale i tak bylo fajnie.
Obok nas byly (jak widac) rozbite jeszcze dwa namioty. Rano wyszlismy jako ostatni - po naszych sasiadach i po polskich, izraelskich i tureckich grupach ktore kolo 3 w nocy wyruszyli ze stacji meteo. My wyruszylismy kolo 9tej. Im bylismy wyzej tym - ku naszemu zdziwiewniu - czulismy sie lepiej, bol glowy ustepowal. Przegonilismy dwie duze grupy i kilka pojedynczych osob i stanelismy oko w oko z ostatnim podejsciem ktore jest no musze przyznac dosc strome. Troche trzeba sie czekanem namachac. I nie wiem jak inni ale ja tam sie troche balem, szczegolnie w jednym momencie w ktorym brnelo sie waska "sciezka" wydlubana czekanami w solidnym lodzie. Jakby sie czlowiekowi raki powinely to nawet nie ma jak czekana wbic zeby sie zatrzymac. Takze bardzo powoli, krok po kroku, sprawdzajac kazde wbicie rakow i czekana brnalem do gory (i tu polowa wczesniej przegonionych osob mnie przegonila - jako ze byli zabezpieczeni linami nie bali sie chyba specjalnie). Po drodze zostalismy nazwani z Karlem kamikadze. Ze niby wchodzenie w jeansach i bez zabezpieczenia jest niebezpieczne... Po pierwsze to wiekszosc osob tego dnia wchodzila bez zabezpieczenia, az tak strasznie stromo to tam nie jest. No ale w jeansach to wchodzilem tylko ja ; ). W obozach natomiast oczywiscie slyszalem nie raz rady zeby zmienic wreszcie te jeansy tudziez dyskusje na temat tego kto ma wiecej membran czy czego tam. Ja tam polecam jeansy, conajmniej z 5cioma latami, czapke z targu w Laskowicach i bawelniane kalesony. Biale! Super czad! Wchodzilo sie wysmienicie, szczyt zdobyty!
A teraz jestesmy w Tbilisi, jest cieplo i bezpiecznie. I jak zawsze obiecuje ze po powrocie do domu sporzadze jakies porzadniejsze notki. A do domu wracam juz niedlugo, pewnie kolo 10 wrzesnia powinienem byc w Krakowie. A teraz? Chyba Tuszetia.
A wiec (nigdy nie zaczynaj zdania, ba, w ogole niczego nie zaczynaj od "a wiec") ostatnio napisalem tylko troszke o Karabachu. Od tamtego czasu wiele sie bardzo wydarzylo wiec tymczasowo reszte opowiesci o Karabachu odsune na bok. Napomkne tylko ze spotkalem tam mniej lub bardziej przypadkowo Natalie i Michala (pozdrawiam), ze jest tam bardszo pieknie i generalnie mi sie podobalo. A na przyklad w Abchazji mi sie juz tak srednio podobalo. Sadzilem (z przekazow medialnych i opowiesci Gruzinow) ze jest to generalnie kraina podwyzszonego hardkoru, ludzie pochowani w krzakach z karabinami czy co. Otoz nie, nic z tych rzeczy (no jaka szkoda). Abchazja sklada sie w glownej mierze z 4 milionow ruskich turystow rozlozonych rzedem na plazy, noszacych blyszczace ruskie ubrania i w zasadzie niewiele wiecej tam do zobaczenia jest (lubicie szyk przestawny?). No gory sa jeszcze. I jest drogo. A wszystko wyglada jak hmm niewiem... Kolobrzeg 15 lat temu - ogolnie raczej brudno i tandetnie (nie chce urazic Kolobrzegu, z gory przepraszam jesli w Kolobrzegu 15 lat temu bylo na prawde fajnie). Z ciekawych wydarzen to spalem tam w daczy Stalina. Za darmo. Tak sie milo zlozylo ze nad jezioro Risa moim autostopowym kierowca byl dyrektor daczy Stalina (muzeum+hotel). Dzieki temu nie placilem za wjazd do czegos na ksztalt parku krajobrazowego (250 rubli, tak, w Abchazji maja tez ruska walute, mowia tez po rusku, tzn. niby maja swoj jezyk ale uslyszalem go chyba dopiero trzeciego dnia), zostalem nakarmiony niedobra ryba jedzana na plastikowym stoliku (300 rubli z gorka) i za darmo przenocowany w tandetnym hoteliku. Wszystko jest tam tak okropnie postsowieckie i tandetne. Po Abchazji wydaje sie ze Gruzja to kraina mlekiem i miodem plynaca, niczem Szwajcaria. W Abchazji jedyna ciekawa rzecza (dla ktorej rzeczywiscie warto wydac 20$ na wize) sa
rozmowy z ludzmi, poznanie abchaskiej wersji historii, zobaczenie na wlasne oczy zniszczonych domow po wygnanych Gruzinach i przekonanie sie, ze Rosjanie w "bardzo pokojowych celach" buduja tam 7 bardzo duzych i jeszcze troche mniejszych baz wojskowych. Abchaska wersje historii jak i sposob zdobycia wizy zamieszcze jakos porzadnie pozniej, a teraz jeszcze kilka zdjec.
Plaza w Suchumi |
Pogruzinski dom w Suchumi - takich domow sa tam setki jesli nie wiecej |
Rosyjska baza wojskowa w Gali (gruzinscy pogranicznicy byli ze mnie dumni jak pokazalem im to zdjecie) |
Mur w Zugdidi |
Po Abchazji udalem sie do Tbilisi gdzie
spotkalem znow Aste i Karla z Islandii. Odebralem swoj sprzet wspinaczkowy ktory mi przywiozl Marcin, Maciek i Ania z hostelu i poszlismy z Islandczykami spac do Marata, Uzbeka, ktory niedaleko scislego centrum Tbilisi gosci ludzi za darmo. Szalone miejsce i szalony czlowiek ; ). Maciek, Marcin i Ania, z ktorymi umawialem sie na zdobywanie Kazbeku, wyjechali w gory 2 dni wczesniej. Tymczasem Karl zdecydowal sie zeby wchodzic rowniez na szczyt a Asta postanowila towarzyszyc nam przez jakis czas (bo po kilku dniach miala samolot do Berlina). Tak wiec nastepnego dnia wyjechalismy w gory, we wsi na dole zakupilismy zywnosc i zaczlismy na wysokosc 2200 metrow gdzie w okolicach kosciola Cmida Sameba mial rozbity swoj namiot Marcin. Maciek i Ania poszli juz w gore, wiec sklad ostateczny ekipy przedstawial sie nastepujaco:
czyli Karl, Wojtek, Asta i Marcin. Pierwszego dnia zawedrowalismy od kosciola na 2200m przez kamienie i lodowiec do bylej stacji meteorologicznej na okolo 3700m. Rano przywitala nas piekna pogoda:
Ladna pogoda przy stacji meteo |
wiec zdecydowalismy sie z Karlem wchodzic dalej na plateau (nie aklimatyzujac sie w okolicach stacji meteo). Asta wrocila z polska grupa na dol a Marcin stwierdszil ze chyba nie da rady. Poszlismy wiec i rozbilismy swoj namiot na plateau na wysokosci okolo 4500m. Bylo zimno i czulismy sie dosc fatalnie, ja bardziej. Tzn. bolala nas glowa i nie za bardzo chcialo nam sie przyjmowac pokarmy. Tak, wiec jesli ktos przypadkowo nie ma nadmiaru czerwonych krwinek na codzien to ja bym radzil sie aklimatyzowac. Ale i tak bylo fajnie.
Rozbijanie namiotu na plateau |
Obok nas byly (jak widac) rozbite jeszcze dwa namioty. Rano wyszlismy jako ostatni - po naszych sasiadach i po polskich, izraelskich i tureckich grupach ktore kolo 3 w nocy wyruszyli ze stacji meteo. My wyruszylismy kolo 9tej. Im bylismy wyzej tym - ku naszemu zdziwiewniu - czulismy sie lepiej, bol glowy ustepowal. Przegonilismy dwie duze grupy i kilka pojedynczych osob i stanelismy oko w oko z ostatnim podejsciem ktore jest no musze przyznac dosc strome. Troche trzeba sie czekanem namachac. I nie wiem jak inni ale ja tam sie troche balem, szczegolnie w jednym momencie w ktorym brnelo sie waska "sciezka" wydlubana czekanami w solidnym lodzie. Jakby sie czlowiekowi raki powinely to nawet nie ma jak czekana wbic zeby sie zatrzymac. Takze bardzo powoli, krok po kroku, sprawdzajac kazde wbicie rakow i czekana brnalem do gory (i tu polowa wczesniej przegonionych osob mnie przegonila - jako ze byli zabezpieczeni linami nie bali sie chyba specjalnie). Po drodze zostalismy nazwani z Karlem kamikadze. Ze niby wchodzenie w jeansach i bez zabezpieczenia jest niebezpieczne... Po pierwsze to wiekszosc osob tego dnia wchodzila bez zabezpieczenia, az tak strasznie stromo to tam nie jest. No ale w jeansach to wchodzilem tylko ja ; ). W obozach natomiast oczywiscie slyszalem nie raz rady zeby zmienic wreszcie te jeansy tudziez dyskusje na temat tego kto ma wiecej membran czy czego tam. Ja tam polecam jeansy, conajmniej z 5cioma latami, czapke z targu w Laskowicach i bawelniane kalesony. Biale! Super czad! Wchodzilo sie wysmienicie, szczyt zdobyty!
Szczyt zdobyty - Kazbek 5037m! |
Widok ze szczytu na swiat pod chmurami |
Zlazenie w dol |
A teraz jestesmy w Tbilisi, jest cieplo i bezpiecznie. I jak zawsze obiecuje ze po powrocie do domu sporzadze jakies porzadniejsze notki. A do domu wracam juz niedlugo, pewnie kolo 10 wrzesnia powinienem byc w Krakowie. A teraz? Chyba Tuszetia.
No proszę - nie dość, że podróżnik (zapewne przez wielu zwolenników luksusów z chęcią nazwany lekko samobójczym) to na dodatek amator jeansowej wspinaczki (i znowu pewnie wielu powiedziałby, tym razem jednak już wprost, żeś samobójca). Tylko jak jeszcze trochę pokomentujesz postsowiecką rzeczywistość i jak najbardziej aktualne ruskie plany zabudowy to nasi kochani Rosjanie uznają cie za wroga publicznego numer 1.
OdpowiedzUsuńTo jak z tym stanowiskiem?:) Gratulacje, mieliście jeszcze lepszą pogode niż my, ale to pewnie przez te kalesony... Pozdrownienia już z polski hej!
OdpowiedzUsuńA rodzina czeka...
OdpowiedzUsuńNie tylko rodzina ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam oczekującą "nie-rodzinę".
OdpowiedzUsuńrodzina