Tabriz, albo raczej w drodza z Ardabil do Teheranu
Kontunuując... Noo bo ostatnio, czyli pod koniec listopada, skończyłem moją irańską opowieść na tym jak byłem w Ardabil. Listopad był dość dawno więc tak gwoli przypomnienia o czym mowa to o tym (tak, trzeba kliknąć jak się chce dowiedzieć). Pojechałem z Ardabil do Tabrizu oczywiście stopem i oczywiście mi się udało. Jechałem tam przejazdem w drodze do Teheranu (chociaż jak popatrzycie na mapę to to zupełnie nie jest po drodze) gdyż chciałem odwiedzić tam szalonego Nassera z informacji turystycznej (Nasser Khan, informacja turystyczna przy Shohada str141, czyli przy jednym z głównych wejść na bazar) i kupić u niego tanio przewodnik Lonely Planet (bardzo dobry zresztą, w sensie ten o Iranie). Nasser przyjmował akurat jakiegoś niemieckiego emerit turist na rowerze, ale jako że przedstawiłem się jako Polak nie zapomniał rzucić "wszystko dobrze?", "jestem ogier luzak", "fajna dupa" i kilku innych złotych maksym których podobno nauczył się z miłości do pewnej szczecinianki ; ). Nie pamiętał mnie co prawda z zeszłego roku, ale jak pokazałem mu zdjęcie Agi, to twierdził, że pamięta bardzo dobrze. Wypiłem parę czajów, kupiłem Lonely Planet i ruszyłem na spotkanie z moim couchsurferem Hamedem.
Gdzieś tu po prawej gnieździ się Nasser |
Pod błękitnym meczetem można nie tylko rozprawiać o edukacji wyższej, można również grać w nogę |
to on! |
Wreszcie przybył Hamed i pojechaliśmy do niego. Jechaliśmy kawałek autobusem, kawałek "shared taxi". W zasadzie nigdy tego sam nie robiłem, ale chodzi o to, że wchodzi do taksówki i mówisz po persku "otwarte drzwi", czyli że inni mogą się dosiadać. I wtedy jest bardzo tanio. Jechałem tak z jednym Irańczykiem w Kashanie i tam stawka była rzędu 30gr za odległość od skrzyżowania do skrzyżowania. W kaaażdym razie u Hameda dowiedziałem się wielu rzeczy o Iranie i nie tylko.
Po pierwsze dowiedziałem się, że smażony tuńczyk z puszki smakuje prawie jak mięso mielone i wobec tego rewelacyjne nadaje się na piątkowy obiad. A poza tym mnóstwo informacji na temat tego, że Iran nie jest taki na jaki wygląda. Po pierwsze to okazuje się, że Tabriz jest siedliskiem fanów Vadera i Behemotha, że dużo ludzi nie tylko tego słucha ale i gra (oczywiście słuchanie jakiejkolwiek nie-irańskiej muzyki jest zabronione). Dowiedziałem się, że chociaż telewizja satelitarna jest zakazana, to ogromna ilość ludzi ma w domu talerze, które od czasu do czasu trzeba wymienić na nowe jak przyjdzie kontrola i talerz zabierze. A także o tym, że od kiedy po rewolucji panuje prohibicja ludzie piją więcej (wyrobów domowych ma się rozumieć). Albo że chociaż imprezy czy wszelkie spotkania kobiet z mężczyznami są zabronione to ludzie robią potajemnie imprezy w domach (podobno m.in. dlatego wszyscy mają wielkie salony, najczęściej otwarte na kuchnie). Hamed opowiadał jak kiedyś miał gościa z Holandii, który w Teheranie został przez przypadkową dziewczynę zaproszony na imprezę. Przyszedł o umówionej godzinie, usiadł w salonie i czeka. Za chwilę do mieszkania wchodzi tłumek pozakrywanych czarnymi czadorami dziewczyn i wchodzi do jednego pokoju. Za niedługo podobny tłumek grzecznie ubranych chłopców wchodzi do pokoju drugiego. Co się dzieje, to chyba nie impreza? No nie, po jakichś 30 minutach z pokojów wychodzą ubrane w minispódniczki dziewczyny okraszone przesadnym makijażem oraz chłopcy w pstrokatych koszulach i wymyślnych fryzurach. Da się. Opowiadał też o tym jak oficjalna administracja stara się przypodobać młodzieży. Ogólnie w Iranie duża część czasu antenowego radia i telewizji wykorzystywana jest na programy w stylu "mułło poradź", w sensie dzwonią słuchacze, dzwoni sobie np. kobieta i pyta czy jak podała rękę turyście przy przywitaniu to jest grzech czy li też nie ( w filmie Rozstanie jest taka scena, w której opiekunka niepełnosprawnego starszego mężczyzny dzwoni do mułły żeby zapytać, czy może ściągnąć staruszkowi spodnie i go przebrać, bo sam sobie nie radzi - to jest właśnie coś w tym stylu). W każdym razie podobnoć od jakiegoś czasu powitania w takich programach uzyskały iście hollywodzką formę w stylu "Witamy naszych kochanych słuchaczy! Mam nadzieję, że macie dziś wspaniały dzień! Niech Allah ma Was w swej opiece!" a mułłowie z ponurych mruków zmienili się na uśmiechniętych showmanów. Usłyszałem też dużo o historii rewolucji (to już długa bajka, więc odsyłam do książek np. Współczesny Iran N.Keddy, to bardzo ciekawa historia, polecam).
No doobra, a więc w skrócie chodziło zdaje się o to, że początkowo lud protestował przeciw Szachowi i chciał aby rządził Mosadegh, Szach zaś uciekł, ale USA i GB przekonały go aby wrócił i obiecały wsparcie, Szach zaczął wybijać inteligencję (którą stanowili głównie komuniści), protesty się wzmagały i koniec końców Szach uciekł za granicę mówiąc, że jak chcą tego Mosadegha to niech on sobie rządzi, jednak lud... tego nie przyjął. Tymczasem komuniści zostali bez przywództwa, jako że wybił je Szach. Chomeini, niezbyt znany wówczas mułła z Qom, nie został (niestety) zamordowany przez Szacha, a wygnany. Komuniści przypomnieli sobie, że w Paryżu siedzi sobie taki Chomeini, który może nie ma z nimi wiele wspólnego, ale ostatecznie jest dość charyzmatyczny. Sprowadzili go więc do Iranu i postawili na czele rewolucji. Chomeini nie był jednak w ciemię bity, szybko wprowadził republikę islamską, otoczył się własnymi ludźmi i zaczął wybijać nomenklaturę Szacha ale także komunistów (jako obcych mu ideowo). W ramach rozprawiania się z dawnymi "szachistami" wybił również dowództwo armii. Sąsiad, znany Wam dobrze Saddam Husajn, słusznie stwierdził, że to całkiem miło ze strony Iranu że wybija własną armię i ze generalnie nie ma lepszego momentu aby Iran zaatakować. Tak się też stało i wybuchła kilkuletnia wojna zakończona zawieszeniem broni. Trwanie tej wojny było Chomeiniemu na rękę: skupiał uwagę ludu na wojnie, a sam w tym czasie przeprowadzał "rewolucję kulturalną" paląc książki i wybijając profesorów na uczelniach. Tak to Iran z dyktatury szacha, kraju pełnym nierówności, ale laickim względnie stabilnym i przewidywalnym (jako że Szach stał się z czasem marionetką zachodu) przetransformował się w republikę islamską, w której trzeba chodzić w koszulach i spodniach z długim rękawem i odpowiednio nogawkami, z którego wytrzebiono kwiat inteligencji, co oczywiście bardzo pomaga rządzącym w utrzymaniu spokoju ideowego w kraju.
Tak. Gadaliśmy jeszcze dość długo o historii, o Kaukazie, o Iranie, o Polsce, o pracy magisterskiej Hameda i jego fascynacją Sławojem Żiżkiem i podekscytowaniem związanym z faktem że za tydzień odwiedzają go goście z couchsurfingu którzy okazali się być studentami Żiżka i tak zastała nas druga w nocy, poszedłem spać a rano ruszyłem do Teheranu.
Błękitny meczet |
Pranie w Kandowanie |
No, to do następnego. Mam nadzieję, że kolejny odcinek uda mi się zamieścić szybciej niż za 2 miesiące!
Czytałem ostatnio o Nasserze w knidze 'w dwa lata dookoloa swiata na rowerze' czy jakos tak
OdpowiedzUsuń