-
Co tu robisz? - Mężczyzna, który przywiózł mnie Esfahanu skręcał gdzieś na przedmieściach. Stałem więc na rogatkach miasta i grzebałem w plecaku w poszukiwaniu adresu mieszkania w którym miałem spać. Było już pod wieczór i to naprawdę bardzo miło, że ci weseli goście tak po prostu zatrzymali się samochodem, zapytali co tu robię i zawieźli mnie na miejsce. A było to na drugim końcu dużego miasta - tak mniej więcej wielkości Warszawy. Toteż po drodze pokazali mi to i owo, przedstawili kilku znajomym i ogólnie na miejsce trafiłem po zmroku - piekielnie ciężko było trafić.
|
W drodze do Esfahanu |
Mieszkanie
couchsurfera Muhammada mieścił się na przedmieściach Esfahanu (ale tych z drugiej strony), na wzniesieniu. Z dachu budynku roztaczała się wspaniała panorama miasta (zwłaszcza wspaniała w nocy). Muhammad akurat był w
Chinach. Funkcję gospodarza domu pełnił przeuprzejmy Japończyk
Hiroki, który siedział już u Muhammada 2 miesiące i uczęszczał na lekcje farsi w mieście. Była też siostra Muhammada, która nie mówiła po angielsku, więc Hiroki ze swoim dwumiesięcznym zasobem farsi robił za tłumacza, co wychodziło całkiem radośnie. Na miejscu był też Francuz
Arnu, który wyjechał do Iranu z Francji rowerem pod koniec marca. Muhammad zgarnął go do siebie jak wychodził z policji.
Policja zaś zgarnęła Muhammada, bo ktoś podkablował, że nocują u niego obcokrajowcy. Jak widać - nie przejął się chłop ; ). Wiedziałem, że moi
wyszehradzcy znajomi spotkani w Abyaneh nie mają gdzie spać, więc zapytałem siostrę Muhammada czy mogą też wpaść. I wpadli. A potem wpadła jeszcze dwójka Islandczyków. I się nazbierało!
|
Kelly Family na występach gościnnych w Esfahanie, od lewej od góry: Kathy Kelly (Islandia), Paul Kelly (Czechy), John Kelly (Węgry), Patricia Kelly (Islandia), Jimmy Kelly (Polska), Joey Kelly (Czechy), Barby Kelly (Słowacja), Paddy Kelly (Francja), Angelo Kelly (Japonia) |
(Dla Waszej wiadomości to właśnie mi się skończył pierwszy zeszyt z notatkami, przechodzę do drugiego... Twierdzenie o zupełności: Każdą funkcję na grupie skończonej można rozłożyć... nie, to chyba nie to... hmm... może z drugiej strony... o, jest, jedziemy dalej!)
Następnego dnia wspólnie z grupą wyszehradzką udaliśmy się na zwiedzanie. Wyłowił nas jakiś handlarz dywanami i oprowadził po pracowniach: barwienie dywanów, malowanie kafelków na meczety, jedzenie zupy. Nie sądziłem, że wszystkie te rzeczy ukrywają się gdzieś w zakamarkach bazaru (no może oprócz zupy). W każdym razie aby zrobić dywan i kafle (czy flizy jak to wolą ci co wychodzą na pole zamiast na dwór):
|
Ucieramy barwnik, np. szafran |
|
Robimy okropny bałagan |
|
Kąpiemy wełnę |
|
Teraz szefie będziemy układać kafle |
|
Najpierw jednak trzeba je naszkicować... |
|
...i pokolorować |
|
Dla każdego starczy roboty! |
|
Po robocie zasłużona zupa! |
|
Czytelniku, bądź miłym chłopcem/dziewczynką! |
|
Iwan geometryczny |
|
Kafelki w wersji
Custom Shop |
Czesi ciągle po czesku gadali, poza tym okazuje się, że 5 osób to zdecydowanie za duża grupa, żeby gdzieś razem chodzić. Dlatego następnego dnia zwiedzałem z Islandczykami. W sumie to spotkałem ich gdzieś na mieście, bodajże w
Jameh Mosque (taki strasznie duży meczet, z czterema
iwanami, czyli takimi jakby bramami, z których każda została zbudowana w innym stylu i jest to bardzo widoczne - z jednej strony takie motywy roślinne, z drugiej geometryczne... nawet ja zauważyłem!). W Esfahanie jest całkiem sporo rzeczy do zobaczenia i zobaczyliśmy je:
|
Si-o-Seh Pol czyli most 33, to suche na dole to rzeka |
|
Oczywiście bazar. Jest dla mnie zagadką nie do pojęcia: jak to
jest, że na bazarach są setki sklepów z dywanami, które są
horrendalnie drogie, jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś
je kupował, w sklepie siedzi pięciu facetów i im się to opłaca |
|
Toaleta, czemu by nie |
|
Przez ulicę zawsze ostrożnie! |
|
Jak łatwo się domyślić: plac Imama Chomeiniego, gigantyczny do niemożliwości |
|
Imam Mosque czyli że meczet imama |
|
Otwieramy drzwi, idziemy dalej |
|
Jakbyśmy mieli motor to zostawilibyśmy go tutaj, ale nie mamy |
|
A to nie meczet, tylko kościół ormiański - zaskakujące połączenie ornamentyki typowej dla islamu z postaciami chrześcijańskimi, te i inne cuda w dzielnicy New Jolfa, poormiańskiej, no Ormianie to tam byli w XVI wieku chyba |
|
Weź sobie jeden. Jak będziesz bił pokłony
musisz trafić w niego czołem. Serio! |
|
Mułła w białej czapie. To ten gorszy, mułła w
czarnej jest lepszy, bo z rodziny proroka! |
|
To chyba pałac Szehel Sutun... Albo i nie, ale tamten też jest ładny i ma jeziorko |
|
Przemykamy się przez meczet |
|
A na koniec wyczerpującego dnia pijemy herbatę
z pilotem helikoptera i jego kolegą grającym na tarze
w herbaciarni pod mostem 33 |
W Esfahanie po raz pierwszy zagadała do mnie na ulicy kobieta. To się miało zdarzyć jeszcze w mojej podróży kilka razy, ale tak generalnie to raczej zagadywali mężczyźni. Albo samo "HELO MYSTER ŁER DU JU KOM FROM, ŁELKOM TO IRAN!" albo stawali i zadawali więcej pytań, proponowali herbatę lub oprowadzenie tu i tam. A tu kobieta się odważyła, to było coś.
Z Islandczykami (Ásta i Karl) wracaliśmy późno, gdy autobusy już dawno nie jeżdżą. I spotkała mnie taka miła rzecz, że Ásta była zupełnie zachwycona moimi umiejętnościami zbijania ceny taksówki. Bo ona, jak mówiła, byłaby zachwycona tym, że płaci 5$ za 3 osoby za kurs na koniec wielkiego miasta i nie zadawałaby więcej pytań, a mi się udawało jeszcze trochę z ceny zejść. Potem jeszcze sprzedawca kartek chciał jej sprzedać pocztówki za dwa razy więcej niż ja kupowałem dzień wcześniej, czego nie omieszkałem mu zakomunikować, dzięki czemu "przypomniał sobie" właściwą cenę (chociaż kto wie jaka była rzeczywiście właściwa). Miło jak ktoś człowieka tak pochwali za jego dziadowanie ; ). Wieczorem Hiroki robi nam kolację i jest przemiło, potem poszliśmy na dach i patrząc na miasto roztrząsaliśmy problemy tego świata. Oraz dyskutowaliśmy na temat technik korzystania z irańskich toalet.
|
Esfahan baj najt widziany z góry |
|
zdjęcie nie moje: http://www.mizozo.com |
...nie, nie... nie podaruję sobie! Jeżeli ktoś akurat coś je albo nie lubi tego typu pikantnych szczegółów uważając, że to nie przystoi albo cokolwiek w tym rodzaju to niech sobie daruje dalszą część. Ja tam osobiście jako swój własny zwolennik i mentor uważam, że trzeba umieć rozmawiać na każdy temat! To tak: po pierwsze to jeżdżąc po Iranie temat korzystania z toalety jest wśród turystów zupełnie niekrępujący. Oczywiście jak już się takiego turystę, a raczej podróżnika, spotka. Toaleta taka to nic innego jak po prostu dziura w ziemi. Może istotniejszy jest jednak fakt, że nie ma tam papieru toaletowego, jest natomiast wężyk z wodą. No wiecie co trzeba zrobić. No jest to hmm pewna bariera kulturowa bym rzekł. Ja koniec końców muszę się przyznać no nie przełamałem się (choć próbowałem) i ciągle nosiłem ze sobą chusteczki. Karl natomiast przedstawił mi bardzo racjonalne wyjaśnienie dlaczego sposób irański jest lepszy. Otóż wyobraźcie sobie, że jesteście cali umazani no odchodami po prostu. To co lepiej, wziąć prysznic, umyć się wodą, czy wytrzeć papierem? No woda, wiadomo. No to jakaż to różnica, gdy jesteśmy umazani tylko w jednym miejscu?
Genialnie napisane! Fantastycznie się Ciebie czyta:)
OdpowiedzUsuńJimmy Kelly klasa!
OdpowiedzUsuńfajny tekst, piękny kraj. Wróciły wspomnienia z 1976. Ale to było jeszcze za szacha. I rzeczywiście to nie Szechel Sutun, bo tam jak sama nazwa wskazuje były kolumny ;-) Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń