Kerman i moja kariera filmowa
Po odwiedzinach w południowym, upalnym Bandar Abbas zaczniemy teraz krótką eksplorację wschodniego Iranu. Cel: Kerman. Udało mi się tam dotrzeć dwiema ciężarówkami. Po drodze, jak zwykle, zostałem dobrze nakarmiony. I chociaż to pierwszy pan kierowca zakupił mi tłusty obiadek, lepiej zapamiętam tego drugiego (zapamiętała tę podróż bardzo dobrze także moja karimata, jako że plecak leżał na pace wypełnionej drucianymi ogrodzeniami). Co prawda jazda nastręczała pewnych niedogodności (jak np. brak oparcia w "siedzeniu" dla pasażera), ale było miło niezmiernie. Kierowca wykazywał niezwykłą pojętność w stosunku do moich ściśle ograniczonych perskich umiejętności językowych. Po zachodzie słońca zatrzymaliśmy się na modły w meczecie i zaraz ruszyliśmy dalej.
Podczas gdy pan kierowca chylił swe czoło ku ziemi, ja czekałem koło ciężarówki delektując się wieczornym pustynnym chłodem. Wreszcie znów na pustyni! Ogrom mej radości (spowodowanej suchym powietrzem) po odwiedzinach w wilgotnym Bandar Abbas zaskoczyła mnie samego. Po drodze telefonicznie skonsultowaliśmy się z Atefe, u której miałem mieszkać w Kermanie, gdzie to dokładnie trzeba mnie zawieźć i tam właśnie mnie pan kierowca odstawił. Przy okazji wykazywał niezmierne zainteresowanie kwestią pt. jak wygląda Polska, więc w ramach wyróżnienia i częściowego zaspokojenia ciekawości podarowałem mu kartkę pocztową z Krakowa (jako że woziłem ze sobą takie kartki które zostawiałem nocującym mnie couchsurferom). Po tym przydługawym, rzewnym wstępie przejdźmy do rzeczy: film, kariera, pieniądze!
Muzeum Sztuki Współczesnej w Kermanie - chlapiące wejście |
U Atefe spotkałem dwóch innych włóczykijów: Francuzkę i Hiszpana (spotkałem też jej męża, słodkie dzieciątko oraz gigantycznego karalucha w ubikacji). Francuzka jechała dalej następnego ranka, a Hiszpan (a właściwie Bask) Mikel, podróżujący niezwykle powoli (co się chwali) zostawał jeszcze kilka dni. Dlatego też następnego poranka wyruszyłem z nim na podbój Kermanu. Cóż tam można zobaczyć? Jest ładne wzgórze, z którego widać miasto rozlewające się po pustyni dookoła. Po jednym ze zboczy wzgórza wspinają się jakieś ruiny fortyfikacji. Są lodówki takie jak w Kashanie. Jest świątynia zaratusztrian oraz meczet sunnitów (Iran jest szyicki, co się przekłada na to, że meczet sunnitów jest stosunkowo zaniedbany). Jest również Muzeum Sztuki Współczesnej, które jest naprawdę ciekawe (i naprawdę współczesne), prezentuje głównie rzeźby oraz instalacje. Jak się dobrze przyjrzeć, to można odczytać nawet pewne antysystemowe treści, których widocznie nie dostrzegła cenzura. Ale przecież miało być o filmie, nie? Także nie o tym, że w Kermanie kupiliśmy dobre ciastka, świetne arbuzy i że w kafejce internet chodził tak wolno, że w ciągu pół godziny zdołałem otworzyć trzy meile. Nie, właśnie o filmie miało być - niech więc tak będzie.
To to wzgórze. I Mikel |
Na planie |
Na bazarze spotkaliśmy ekipę filmową z reżyserem Ebsanem na czele. Mikel spotkał ich już poprzedniego dnia, kiedy to miał okazję dać popis swoich umiejętności aktorskich. Ja dostałem propozycję zdjęciową na następny dzień i po pewnych wątpliwościach zgodziłem się (może przekonało mnie obiad, którym nas poczęstowali...). Film wpisywał się w tandetny nurt "państwowego" kina, scenariusz był nudny, aktorzy grali fatalnie - czemu więc nie wziąć w tym udziału ; )?! Tu należy dodać, że niezależna kinematografia perska ma się zupełnie dobrze, o czym świadczyć mogą Rozstanie, Dzieci niebios czy zupełnie zakazane i undergroundowe produkcje dokumentalne jak Prostitution behind the veil (link do pełnej wersji filmu). Jesteśmy jednak w Kermanie, Ebsan kręci historię o tym, jak dwójka irańskich dzieci zrobiła coś niemiłego niemieckiemu turyście (który nie wiadomo skąd się tam wziął, jako że delikatnie mówiąc Kerman nie jest perłą turystyki) i przez cały film szukają go po całym mieście aby go przeprosić. Piękne, prawda?
Faza przejściowa: obcisła koszula żółta |
Przygotowania do naszej roli - roli turystów - skupiały się na dobraniu odpowiedniego stroju. Jak wiadomo: każdy europejski turysta nosi różową lub żółtą prasowaną koszulę bez rękawów lub kretyńską koszulę w kwiaty. Tzn. przynajmniej Ebsan jest co do tego całkowicie przekonany. Udało mi się wynegocjować koszulę w kwiaty, żeby nie splamić swego honoru obcisłym różem. Wg reżysera turyści europejscy jeżdżą w dziesiątkę szarym volkswagenem transporterem. Żeby było jeszcze bardziej międzynarodowo obklejają go flagami swoich krajów (z flagą Czeskiej Republiki na środku). Tak też zrobili scenografowie (czy kto to się tym zajmuje?). Atmosfera na planie była przeradosna, przyjacielska i w ogóle było całkiem miło, chociaż przez większość czasu nic nie robiłem. Był też obiad (tak, mięso z ryżem), napoje i tego typu zabawy. Mieliśmy jednak z Mikelem do zagrania całe dwie sceny, w tym jedna mówiona. Nie ma co.
Scena 1
W scenie pierwszej należało przejść spod budynku muzeum do wspomnianego busa na drugim planie. Ok, to było łatwe (ale i tak zrobiliśmy z 5 podejść). Wśród owych zagranicznych turystów znajdowało się: ze trzech ucharakteryzowanych techników (tzn. ubranych w idiotyczne koszule), pięciu złapanych na ulicy północnych Afgańczyków, zapewne uchodźców (którzy ze względu na skośne oczy mogą robić za Japonię, też dostali kretyńskie ubranka), wypastowany na biało Irańczyk grający Niemca, Mikel i ja.
Chwila przed kręceniem |
Scena 2
Druga scena to już moi drodzy wyższa szkoła jazdy! Trzeba było mówić - ale co? Tego już nam reżyser nie zdradził... Chodziło o to, że jedziemy tym transporterem nieszczęsnym i do środka wtargnęła dwójka dzieci, bohaterów filmu. Mamy im coś krzyknąć - ja po polsku, Mikel po hiszpańsku - żeby sobie poszły i takie takie. I jeszcze mamy udawać rozgniewanych okropnie. OK! To zrobimy jedną próbę: krzyknąłem, że co wy tu robicie, że wynocha i skończyłem. A reżyser na to że to on tu decyduje kiedy mam skończyć! Ale co mam krzyczeć? OK! To kręcimy! Koniec końców na filmie, który podobno wygrał jakąś nagrodę na festiwalu w Esfahanie krzyczę coś w stylu: "wynocha stąd, co wy tu robicie? bo ja nie wiem co ja tutaj robię, ale i tak nikt nie rozumie co mówię, więc mogę mówić cokolwiek!". Ebsan był bardzo zadowolony.
Druga scena: Wojtek, pastowany Irańczyk, Mikel i techniczny w kolorowej koszuli |
Po tym pracowitym dniu ekipa zaprosiła nas na nocleg do siebie. Spodziewałem się jakiejś hardej imprezy, ale były tylko jakieś niedobre bułki z rybą, podobno przysmak z Bushehr i innych miast portowych. Ale zaskoczono nas nie tylko rybą wątpliwych walorów smakowych: pomimo wszelkich prób odmowy nasza praca została wynagrodzona kwotą 600 000IRL! Ha, nieźle zarabia się w filmie, co? Setki tysięcy!
No dobra, 600 000IRL to jakieś 50$. Przynajmniej wtedy tak było, bo teraz zdaje się kurs riala mocno poleciał w dół.
Zatrudniony w filmie jako "artysta" |
Świetny post!
OdpowiedzUsuńGenialny fragment o stylizacji "na europejskiego turystę". A kiedy zobaczyłam głównego bohatera, Pana Niemca, to padłam:-) Idealny Germanin, wypisz wymaluj:)
A teraz najważniejsze: Można gdzieś podziwiać Twoje oskarowe aktorstwo? Ten film jest gdzieś dostępny, czy to do tego stopnia niszowe kino, że jedynymi widzami są rodzina i przyjaciele ekipy filmowców?;D A Ty, Wojtku, miałeś okazję zobaczyć swoją grę aktorską?;-)
Kasia
Czesc
OdpowiedzUsuńDzieki za uznanie. A co do filmu to jest to produkcja niezwykle powazna i podobno mial byc wyswietlany w glownej iranskiej stacji telewizyjnej. Nie udalo mi sie go jeszcze ogladac, ale co jakis czas pisze do Mikela, ktory sie natomiast kontaktuje z rezyserem w sprawie pozyskania filmu ; ))
wow! zazdroszczę zagranicznej kariery filmowej! jak będziesz mial dostęp do filmu to pokaż swoim polskim fanom!
OdpowiedzUsuńNa razie moje talenta aktorskie można podziwiać tylko w wywiadzie o cebuli:
Usuńhttp://fizyk-w-podrozy.blogspot.com/2011/10/mazury-dodateczek.html
; ))