-Jadę autostopem na miesiąc do Iranu!
-Zwariowałeś? Terroryści, niebezpiecznie, wojna, zastanów się lepiej!
-Jadę do Persji.
-Ooo... Faaajnie... Starożytna, kolorowa wschodnia kultura... Zabytki...
(jakby ktoś nie wiedział:
Persja=Iran)
Persepolis to najbardziej znany obiekt turystyczny w Iranie: wzniesione w VI wieku p.n.e. przez Dariusza Wielkiego miasto bogate w (płasko)rzeźby, kolumny, tabliczki z pismem klinowym i wszystkim tym, co znajduje się na okładkach książek do historii I klasy podstawówki/gimnazjum/liceum jeśli akurat mamy jakimś cudem do czynienia z nieeuropocentryczną wersją historii (czyli rzadko). Ale właśnie Persepolis sprawia, że wyprawa do Iranu i wyprawa do Persji to w oczach laika dwie zupełnie różne rzeczy. Zniszczone niecałe 200 lat po powstaniu przez kulegę Aleksandra Macedońskiego, ruiny prezentują się obecnie mniej więcej tak:
|
Persepolis z góry |
Persepolis to również świetny pełnometrażowy film animowany Vincent'a Paronnaud'a i Marjane Satrapi (na podstawie autobiograficznego komiksu tejże samej Satrapi) ukazującego życie młodej dziewczyny w dobie Rewolucji Islamskiej. Świetny film. Nakładam na Was obowiązek obejrzenia.
Jeśli jednak z powrotem mówimy o mieście to znajduje się ono 70km od Shirazu, więc pojedźmy wpierw do tegoż. Pojechaliśmy tam stopem w trójkę z Astą i Karlem (
kim są ci ludzie?). Wykorzystaliśmy zjawisko irańskie jakim jest posterunek policji za miastem. Otóż za miastami w Iranie (w Persji!) znajdują się takie posterunki, gdzie trzeba zwolnić bardzo bardzo i czasem policja kontroluje. To świetne miejsce do łapania stopa. W ten sposób szybko złapaliśmy stopa na połowę trasy. Wysiedliśmy, nie zdążyliśmy położyć plecaków na ziemi gdy zatrzymała się ciężarówka, której kierowca zawiózł nas do naszego couchsurferowego gospodarza w Shirazie.
Następnego dnia z samego rana (tj. o 6) pojechaliśmy do Persepolis (żeby nie być tam w najgorszy upał, jako że tam raczej cienia za wiele to nie ma). Oprowadzał nas inny couchsurfer - i dobrze, bo bez niego te wszystkie płaskorzeźby byłyby trochę bez znaczenia. Połaziliśmy, popatrzyliśmy, na koniec (koło 13stej, gdy wróciliśmy do Shirazu) byliśmy cokolwiek martwi. No ale najpierw kilka zdjęć:
|
Kuń |
|
Cuś |
|
Kolumny |
|
Pismo klinowe! Tak, to o tym mówiła
pani od historii w pierwszej klasie! |
|
Wehrmacht? No prawie, Zaratusztrianie. Stara religia, jeszcze trochę ich w Iranie zostało.
Np. Freddie Mercury. Ale on chyba nie był z Iranu. |
|
"TU BYŁEM - ŁYSY" - wersja z początku XIX wieku |
|
Lubię oglądać Persepolis! |
Należy jeszcze dodać, że dnia Pańskiego, w którym nawiedziliśmy Persepolis, największą jego atrakcją nie było ono samo, tylko Karl. Karl, jako długo-rudo-włosy młodzieniec wywierał na wszystkich irańskich turystach dużo większe wrażenie niż płaskorzeźba przedstawiająca 28 narodów niosących dary Dariuszowi Wielkiemu i wszyscy chcieli mieć z nim zdjęcie. Czułem się jakbym towarzyszył Paris Hilton.
W każdym razie po powrocie do Shirazu zrobiliśmy jedyną słuszną rzecz: nakupiliśmy chleba, sera, pomidorów, wody i arbuza (czyli wszystko co do szczęścia potrzeba) i zalegliśmy w parku do wieczora. W międzyczasie gdy szliśmy z tymi tobołami jedną z głównych ulic Shirazu zatrzymał się jakiś biały wóz, otworzyła się szyba i usłyszeliśmy pytanie, czy przypadkiem nie potrzebujemy pomocy, czy nam, turystom, czegoś nie potrzeba. Ale miłe : ). Ten Iran jest taki miły : ). Bardzo chętnie bym tam wrócił. Jakby ktoś miał nadprogramowy bilet do Teheranu to ja chętnie.
|
Radośni piekarze piekący chleb na kamyczkach
(zrób zoom i zajrzyj do pieca!) |
|
Pomyślą o wszystkim: a więc w piekarni dostajesz
do ręki chleb prosto z pieca (tak, gorący), płacisz,
szybko się odwracasz i rzucasz na stół po drugiej
stronie chodnika |
|
Leżę, leżę, uwaliłem się jak zwierzę czystym arbuzem |
Tak oto zakończył się mój prawie tygodniowy czas podróżowania z przypadkowo spotkanymi Islandczykami. Póki co się skończył, bo spotkamy się jeszcze w Gruzji! ( o czym napiszę pewnie za 4 lata przy obecnym tempie)
Musisz się streszczać z tymi relacjami wyjazdu, bo tu kolejne wakacje i kolejny wyjazd za pasem. A jak my, wierni jak pies czytelnicy, będziemy czytali relacje z aktualnej podróży, to nie chcielibyśmy mieszać tego z ubiegłorocznym Iranem. Jeszcze mało wprawiony czytelnik pomiesza wszystko i będzie wielce zdziwiony, jak to możliwe, że jednego dnia jesteś w Gruzji, a kolejnego dajmy na to w Norwegii i to podróżując stopem:-) Teleportacja chyba:)
OdpowiedzUsuńA proszę ja Ciebie bardzo: http://fizyk-w-podrozy.blogspot.com/2012/04/parno-jak-w-bandar-abbas.html
UsuńNo taak.. taki mam plan, żeby to skończyć przed wakacjami, ale szanse marne : ]. W Iranie został jeszcze: Kerman, Mashhad, Gorgan, Rasht i wyjazd. Potem Karabach, Abchazja, Kazbek, Tuszetia... Ale stamtąd nie mam już dzienniczka dzień po dniu, więc już nie będę nazbyt skrupulatny : ]
Super blog.Naprawde wydales tylko 500 Euronow ? Jezeli tak ,to w 2015 wakacje w Iranie...murowanie.Gregor Unger z Niemiec.
OdpowiedzUsuńoj nie, w Iranie wydałem duuużo mniej
OdpowiedzUsuń