Jak wiersz Bykaua - reportaż z Białorusi
No cóż, od czasu do czasu wypada napisać coś mniej głupawego niż zwykle. Tekst, którego motywem przewodnim nie są dziurawe jeansy, bydło (nie)parzystokopytne czy korzystanie z toalety.
Zapraszam na krótki reportaż z Białorusi. O tym, że tam oprócz Łukaszenki normalni ludzie żyją.
Tekst ukazał się w Drugim Obiegu.
Zapraszam na krótki reportaż z Białorusi. O tym, że tam oprócz Łukaszenki normalni ludzie żyją.
Tekst ukazał się w Drugim Obiegu.
Jak wiersz
Bykaua
Mijamy szkołę,
były klasztor i boisko urządzone na miejscu żydowskiego cmentarza.
Przecinamy rynek z pomnikiem Lenina, który udało się przesunąć
na róg placu. Na przeciwko ratusza w Nieświeżu – modnego miejsca
na zawieranie ślubów – stoi kino. Wiktar wybrał się tam
ostatnio na film, ale operator odwołał seans, bo na sali siedziały
tylko dwie osoby.
Zamek Radziwiłłów w Nieświeżu |
W jakim
języku mówią
-Gdy brakuje
mi słowa po polsku, używam białoruskiego z polską gramatyką –
i zwykle działa! - śmieje się. Rzeczywiście, zwykle go
rozumiem, chociaż czasem polski Wiktara brzmi dziwacznie,
archaicznie. Nie tylko zresztą dla mnie – jego rodacy pomyśleliby
podobnie.
-Dla
większości Białorusinów język białoruski to mowa wsi. W Mińsku
mówi się po rosyjsku, na prowincji – w traściance. -
Traściance, czyli mieszance rosyjskiego z białoruskim, w
najróżniejszych proporcjach. Telewizję ogląda się tu rosyjską,
strony internetowe i adresy e-mail zwykle kończą się na „ .ru ”.
W końcu i sam prezydent przekonuje, że tylko rosyjski daje
perspektywy. Do Towarzystwa Języka Białoruskiego w Nieświeżu
oprócz Wiktara należy jedna osoba.
-Wam się w
Polsce wydaje, że Łukaszenko narzucił Białorusinom w konstytucji
język rosyjski jako drugi urzędowy. A to nie tak. - Wiktar
tłumaczy, że urzędujący od 18 lat prezydent m.in. dlatego wygrał
wybory w '94 roku, bo jako jedyny forsował dwa języki urzędowe.
-Reszta
kandydatów proponowała wyłączność języka białoruskiego,
którego większość społeczeństwa po prostu nie używa.
Gdzie
pracują
Wiktar ukończył
historię na uniwersytecie w Mińsku. Czeka go obowiązkowe na
Białorusi odpracowanie studiów. Większość studentów historii
spędza te dwa lata w roli nauczycieli w prowincjonalnych szkółkach,
często w strefie czarnobylskiej. Wiktarowi trafiła się dobra fucha
– może pracować na nieświeskim zamku. Ostatnio władze pompują
w efektowny XVI-wieczny kompleks mnóstwo pieniędzy, muzeum się
rozwija.
-Widzisz, że
mało jest do zobaczenia. Ale to i tak najlepsza wystawa w całej
Białorusi – większość eksponatów to oryginały. Następnym
razem zobaczysz mnie tu w roli dyrektora! - zapowiada Wiktar,
oprowadzając mnie po radziwiłłowskich włościach.
-Masz
szczęście, przyjechałeś dwa dni po Największym Turyście
Białorusi - śmieje się mój przewodnik. Aleksander Łukaszenko
właśnie dokonał oficjalnego otwarcia, więc wszystko lśni,
trawniki biją po oczach soczystą zielenią. Zwiedzamy pałac i
park, potem obchodzimy miasteczko. Wiktar snuje historie o
Radziwiłłach, reformacji, Litwie i Rzeczypospolitej. A także o
tym, jak robi w konia turystów, opowiadając im niestworzone
legendy. Na koniec pokazuje mi postawione na początku lat '90 wazy z
nielegalnymi dziś herbami Pogoni. Stoją na uboczu i ominęła je
cenzura Największego Historyka.
-Zobacz,
jednak się da!
Jak
mieszkają
Po obchodzie
Nieświeża lądujemy u babci Wiktara, która podejmuje nas
ziemniakami z jajkiem. Do tego ogórki i pomidory – wszystko z
własnego ogródka.
-Na
Białorusi każdy ma swój ogródek. Nawet ci bogaci: zaraz obok
najnowszego BMW zawsze znajdziesz grządki z cebulą, kapustą i –
oczywiście – ziemniakami.
Dom, jak
większość na Białorusi, jest drewniany, więc zimą nieco
chłodno. Dookoła, oprócz grządek, babcia Wiktara trzyma kury, za
kurnikiem stoi wychodek.
Babcia chwali
się, że przed wojną ukończyła 5 klas w polskiej szkole. Rodzina
nie ma polskich korzeni, ale w pokoju na półce leży jeszcze
elementarz z lat trzydziestych.
-Tylko 5
klas, i wszystko pamiętam! Moje koleżanki i po 8 klas kończyły, a
ani słowa po polsku nie powiedzą. Jak do miasteczka przyjeżdżają
dziennikarze, studenci i pytają o Nieśwież, to ich wszyscy do mnie
prowadzą - śmieje się babcia.
I chociaż mówi obecnie po polsku dużo słabiej niż Wiktar, to
właśnie ona zachęciła go do nauki języka.
O
czym nie rozmawiają
Kiedy
wychodzimy za miasto, między pola, Wiktar opowiada o dzisiejszej
Białorusi. O tym, jak wyprzedawane są kolejne państwowe zakłady,
by spłacić lub uzyskać od Rosji nowe kredyty, za które budowany
jest raj Łukaszenki. Ostatnio pod młotek poszły gazociągi. Teraz
konsolidowane są białoruskie zakłady mleczarskie. Są znane w
całym byłbym ZSRR i teraz to one mają zmienić właściciela.
-Białorusinom
opowiada się bajki o socjalizmie, podczas gdy kolejne narodowe
przedsiębiorstwa przechodzą w ręce oligarchów z Moskwy. -
stwierdza Wiktar. Świadomi tych faktów, uczestnicy „klaszczących”
protestów, aktywiści wypełniający więzienia za „zakłócanie
porządku publicznego” to garstka w morzu mas zadowolonych ze
stabilności i porządku. Do czasu.
-Dwa lata
temu coś się ruszyło. W 2010 roku protesty po wyborach przybrały
imponujących rozmiarów, a trzykrotny spadek rubla i puste półki w
sklepach spowodowały, że od Łukaszenki zaczął odwracać się
nawet najtwardszy elektorat. - A
to nie mało. Co prawda oficjalne poparcie na poziomie 80-90% nie ma
wiele wspólnego z prawdą, ale niezależni badacze twierdzą, że
nawet 40% Białorusinów dalej szczerze popiera prezydenta.
Jednak
w 2010 roku zmiany nie nadeszły. Został Łukaszenko.
Łukaszenko-dyktator i Łukaszenko-generator żartów. Po wieczornej
porcji ziemniaków w domu Wiktara kontynuujemy temat prezydenta. W
którymś z rosyjskich programów telewizyjnych Łukaszenko, zapytany
o ulubionych autorów, oświadczył, że czytuje wiersze Bykaua.
Zaskoczony prezenter zasugerował, że Bykau, prozaik, nie napisał
żadnego wiersza, ale prezydent szedł w zaparte. Innym razem
Aleksander Grigorjewicz stwierdził, że zmarły w 1540 roku drukarz
Franciszek Skaryna mieszkał w Petersburgu, mieście założonym w
XVIII wieku. Od tej pory na Białorusini żartują:
-Co drukował
Skaryna w Petersburgu?
-Wiersze
Bykaua!
piękny kraj, szkoda tylko, że ludzie tam mieszkający są tak biedni...
OdpowiedzUsuńOj tam, bez przesady, w przeciwieńsatwie do Rzeczypospolitej Wszelkiej Nierówności nikt tam z głodu i zimna nie umiera
OdpowiedzUsuń