|
Impresje okołopopadiowe |
Niedawno odrobiłem pańszczyznę w postaci
opisu obiecanego Świdowca z 2009 roku. Teraz czas na część drugą sagi rodu Palliserów o
Karpatach Wschodnich (klik po informacje praktyczne) - Gorgany!
Gorgany - duże jak Świdowiec, też na Ukrainie, bardziej jeszcze bezludne (choć zdarzają się lokalne zagęszczenia ludności w okolicach wsi Osmołoda i góry Sywula), ale cechujące się dodatkowo dobitnie dającą o sobie znać obecnością krwiożerczej kosodrzewiny.
Transportowanie cielsk trzech uczestników wyprawy (Marcina, Wacioka oraz piszącego te słowa) przebiegało bez przeszkód. Na pewnej stacji kolejowej o 4 w nocy zakwitła przyjaźń między nimi a domorosłym producentem soku gruszkowego, a we wsi Osmołoda siedzący pod sklepem hultaj stwierdził, że ich zarejestruje. Zrobił to na odwrocie paragonu. A była to jesień roku Pańskiego 2010.
|
Menażka we wczesnym stadium osmolenia |
Od Osmołody wiedzie nawet szlak. Szlak ten dochodzi do Popadii (1740m n.p.m.), ale potem rączo zawraca z powrotem ku północy, by jakiś czas za Pietrosem znów skierować turystę do Osmołody. Ale nie nas, o nie! My tu, panie, przyjechali na dłuższe wybryki!
Tak czy tak: dojście do Popadii nie sprawia wiele problemów, kosówka jest nawet wycięta, rozpalane ogniska dają dużo radości, a po drodze jest nawet coś na kształt chatki, w której można się kimnąć całkiem darmowo. My oczywiście, jako specjaliści od sprytu i profesorowie ślepego losu, rozbiliśmy się obozem namiotowym jakieś 300 metrów przed chatką, którą przywitaliśmy dnia następnego z blaskiem poranka. Blask tegoż poranka wlał w nasze źrenice dużo zieleni, piękna i różnych takich, a ożywczy wiatr napełnił oskrzela, tchawice i wszystkie sześć płuc.
|
Turisticznyj pritulok |
|
Hej tam, w góry czas, ognia blask, czy co to tam harcerze zwykle śpiewają przy podobnych okazjach... |
|
No tak to panie wygląda szlak czerwony koło Osmołody: jak na wierch, to prosto, jak w mordę strzelił! Ale kosówkę wycieli, mili ludzie. Potem tak miło już nie będzie (o nie) |
Popadia jest zupełnie sympatyczną górą, na której znajdziemy ślady umocnień wojennych oraz słupek granicy polsko-czechosłowackiej z lat dwudziestych. Za takimi słupkami będziemy wypatrywać przez kolejne dni wędrując w kierunku Niemcowej Polany i dalej, przez Busztuł i Kieputę, aż do Sywuli i Przełęczy Legionów.
|
Słupek graniczny i znieważający go swoim dupskiem nikczemnik |
|
Krajobraz gorgański: bladozielone kamienie, kosodrzewina, góry, za górami góry, a potem jeszcze trochę gór |
Do Niemcowej Polany idzie się jeszcze względnie. Względnie wiadomo gdzie i względnie jest jak. Było więc tak. Dookoła pięknie (no bo jak), słońce na niebie leży na wznak, a oni szli. Wytrwale, choć bywało, że i wcale, bo odpocząć trzeba wszak. Doszli do Niemcowej Polany tak.
A dalej - tego nikt nie przewidział. Co za trudności, co za spowolnienia. Choć siły dużo mieli, coraz to wolniej, coraz to schylać się musieli. Bo jak nie schylać się, Czytelniku drogi, gdy na ścieżce Twej nie pierogi, lecz grzyb jadalny rośnie. Nie rośnie - on wręcz się ściele! Ścielał się ten grzyb gęsto, a oni go brali, brali i brali, aż już dźwigać tego nie mogąc, siedli, obrali, usmażyli i zjedli. Dalej już droga szła pięknie od nowa. A grzyby? A weź ty się, grzybie, już schowaj! Pyszny on, gdy do jajecznicy po trochu dodany. Lecz gdy kilogram - patrzeć nań nie możesz. Wtedy to już nawet rym się układa gorzej.
|
Przed jedzeniem grzybów |
|
W trakcie przygotowywania grzybów |
|
Po zjedzeniu grzybów. No taka czaszka leżała kawałek dalej. |
|
Krajobraz. Bo to krajoznawcza strona też jest |
Jak już wszystkie grzyby zostały zjedzone, natura z prawego sierpowego przeszła w lewy prosty pakując nas na 24 godziny w kosodrzewinę. Brnęliśmy więc przez ten nieprzebrany gąszcz śledząc słupki graniczne. Jedna noga do przodu, odchyl gałąź, chwyć następną, zabierz nogą, znowu gałąź, chwyć, przełóż za siebie i tak daaalej... Po drodze nie spotykaliśmy oczywiście ludzi. Zdarzały się jednak ich ślady: a to strzępek karimaty, fragment koszulki, zdarzyły się nawet damskie majtki (całkiem zresztą gustowne), co w jakiś sposób urozmaicało nam tę dość monotonną szamotaninę. Wydaje mi się jednak, że każdy prawdziwy mężczyzna powinien raz tamtędy przejść :D! Ale tylko raz.
A więc myśleliście, że kosodrzewina to sosna karłowata, tak? Nie. Ona wcale tam karłowata nie jest! Zresztą: kosodrzewina nie kosodrzewina, grzyby nie grzyby, trzeba zaznaczyć jednak, że uczestnicy tej miłej wycieczki byli cały czas wielce uradowani. Mieli to, po co przyszli: dzicz. Naturę. Pustkę. Piękno i przestrzeń. Zieloność i potęgę gór. Świeże powietrze. Samowystarczalność. I niezadeptanie przez tabun turystów. Serce rosło i rosło, do czasu gdy po paru dniach nie zabłądzili w okolicy Chrobaka, schodząc do czegoś w rodzaju leśnej osady. Tam też ich drogi rozeszły się: dwójka uczestników, spiesząc się ku domowi, czmychnęła była ku cywilizacji. Piszący zaś te słowa zdecydował się na odnalezienie szlaku, dojście na najwyższy szczyt Gorganów - Sywulę, oraz zobaczenie krzyża legionów. Jak pomyślał, tak uczynił i mijając leśne ostępy, zmurszałe pnie oraz równie zmurszałe podkłady szyn leśnej kolejki, która niegdyś zwoziła z gór drzewa, znalazł szlak, przespał się, a potem po deszczowym dniu wytężonej wędrówki znalazł się pod Sywulą. Sywula (1836m n.p.m.) przywitała go niegościnnie tęgą mgłą, która towarzyszyła mu przez cały czas drapania się na kamienisty szczy, lecz dokładnie w momencie, gdy był już na górze, chmury jak na zawołanie rozwiały się, a jego oczom ukazał się wspaniały widok na okolicę. Przez cały ten czas towarzyszyła mu mapa WIGówka, na której z jednej strony miał śliczne rysunki przedwojennych autorów, na drugiej porady dla turysty sprzed wieku, a o przybliżonym położeniu informowały go kompas i numery słupków granicznych zaznaczonych na mapie, a nie jakiś tam dżipies czy inny huncwot.
|
Podkłady. Na podkłady nie ma rady |
|
Widok z małej Sywuli na dużą Sywulę |
|
Chmury rozstąpiły się były |
|
Piszący te słowa w latach bezpowrotnie minionej młodości |
Gdy dzień nachylił się, piszący te słowa złożył swą głową w namiocie (razem z ciałem i mokrymi butami). Nie dane mu jednak było spać spokojnie, bo z niewyjaśnionych dotąd względów pomiędzy godziną 3 a 4 nad ranem okoliczne konie nie zachowując ciszy nocnej dreptały mu wokół namiotu. Było to oburzające.
|
Okolica wdzięczyła swe lico kolorem lila (to chyba taki fioletowy ze znanej czekolady, nie?) |
Następnego dnia piszący te i wszystkie inne słowa na tej stronie zalazł na Przełęcz Legionów, gdzie zobaczył Krzyż Legionów, Tablicę Legionów i w ogóle wszystko było legionów. Deszcz też, dlatego przycupnął podróżnik pod jaworem albo inną sosną na potrzeby zagotowania sobie resztki płatków owsianych, następnie nagabywany początkowo przez jegomościa usiłującego bezskutecznie sprzedać ser, udał się do wsi Bistrica (
w której gościł już rok wcześniej), a następnie na łono macierzy. Żyje, już całkiem długo. Na tyle długo, by zdążyć umieścić resztę zdjęć
tutaj (klik).
|
Tablica pod krzyżem legionów |
piękne góry, mało ludzi... cudne zdjęcia! inspirujące, nie powiem :)
OdpowiedzUsuńZainspirowani powyższą relacją, wybieramy się na majówke w Gorgany! Planując trasę okazało się, że jest niemal identyczna, z tym, że po Przełęczy Legionów zamierzamy wrócić do Osmołody zamiast Bystricy, więc nasuwa mi się pytanie: ile mniej więcej trzeba poświęcić dni na przebycie tej trasy idąc normalnym tempem podziwiając spokojnie wszelakie widoki?
OdpowiedzUsuńProsiłbym także o bliższą lokalizacje chatki, która napotkaliście idąc na Popadie (wchodziliście od strony Małej Popadii czy Pietrosa?)
Wchodziliśmy przez Parenkie i Małą Popadię, chatka jest jeszcze przed Parenkie.
OdpowiedzUsuńIle dni... To trudne pytanie jest. To zależy. Myśmy szli bardzo wolno, spędziliśmy np. jeden dzień tylko na zbieranie grzybów ; ). Myślę, że w tydzień dacie radę. Najbardziej spowalniającym fragmentem jest kosodrzewina na dość sporym odcinku za Niemiecką Polaną, spędza się na tym mniej więcej jeden dzień i jest to stosunkowo męczące. Potem już plaża. Trzeba też jednak uważać, żeby się nie zgubić, co nam się gdzieś zdaje się w okolicach Płytkiej udało. Trzeba śledzić słupki graniczne, jest taki moment, że ścieżka się trochę rozmowa w lesie w okolicy osady w dolinie Bertanki. A tam jest trochę ścieżek leśnych, bo ludzie tam zbierają grzyby i można wleźć w taką ścieżkę i znaleźć się nagle na dole. Można się jednak przy odrobinie mapy i kompasu wydostać, co też uczyniłem.
Nie pamiętam jak ja to dokładnie zrobiłem, ale to było mniej więcej tak, że znalazłem się na leśnej drodze i mijałem samochody drwali ścinających drzewa (jak to drwale) i za jakiś czas idąc wielkimi koleinami dotarłem do osady słożonej z kilku domów. Na samym początku tej osady, jeszcze przed pierwszym domem, jest skręt w lewo. Jak się tam pójdzie, to za jakiś czas widać te podkłady po leśnej kolei co tam są na zdjęciu w poście. I tak się idzie i idzie i idzie i w końcu się odnajduje słupki graniczne : )
A, jeszcze podobno panie to bogate ludzie to dżipies mają, ale nie bierzcie, nawet jak macie. Z dżipies to nuda jest. Z dżipies to nawet małpa drogę znajdzie, to co to za przyjemność ; ).
Usuń100 zł rozumiem w jedną stronę ? :D
OdpowiedzUsuńAle jakie 100zł, bo nie kojarzę o co chodzi:>?
OdpowiedzUsuńo "paragon podróży" chodzi, ja też z tej strony sie tu przekierowałem :-). Moglibyście podać w przybliżeniu koszt takiego wypadu tam i na"zad", bo tez nie wiem, czy tam i spowrotem czy tylko tam, około 100 wychodzi, ale moglibyście podać rownież całkowity(przybliżony) koszt na osobę, z dojazdem, zaopatrzeniem itp.
UsuńTam został podany koszt za całość na osobę. To się trochę zwiększy teraz, bo pociągi na Rachiw podrożały, ale bez paniki : )
OdpowiedzUsuńIle km dziennie pokonywaliście ?
OdpowiedzUsuńOj panie, kto to wie! Kilometr w ogóle nie jest dobrą jednostką miary ; )
UsuńNo tak szczególnie w górach :) Chodzi mi o to jak dużą część dnia spędzaliście na chodzeniu?
UsuńW sumie to zwykle większość dnia, no chyba że akurat trafiliśmy na te gigantyczne ilości grzybów :)
Usuń