Relacja konkursowa: Pociąg stereotypów

Relacja konkursowa nr 7 (zobacz jak zagłosować!), w której Agnieszka opisuje kaukaski Pociąg stereotypów.


Pociąg stereotypów
 A więc jesteśmy! Siedzimy w gruzińskim pociągu do ormiańskiego Erywania. Dwie Polki siedzą wśród kaukaskich mężczyzn w gruzińskim pociągu do Erywania. Nocnym pociągu.
Oczywiście, że się nie boimy. Czego? Tych wielkich kaukaskich facetów z wielkimi umięśnionymi rękoma? Tych dwumetrowych facetów, których wyraz twarzy mówi „zniszczę Cię!”?
Nie boimy się. Przecież to tylko 12 godzin w bezprzedziałowej plackarcie z plecakiem pod głową. Zleci szybko. Zleci.
  Ostatni raz wychodzimy na peron żeby złapać pare głębokich oddechów zanim wejdziemy do zajętego do ostatniego miejsca  radzieckiego wagonu.
Naszą uwagę przyciąga niski chłopiec, najwyraźniej z Kaukazem i rąbaniem drwa nie miał nic wspólnego.
Idzie. Patrzy. Wsiada. Wsiada do naszego wagonu wypełnionego kaukaskimi ogromnymi mężczyznami. No cóż jego wybór.
Wsiadamy i my, bo opiekun naszego wagonu macha do nas ręką. Pokazujemy mu paszporty.
Tak jesteśmy z Polszy. Tak same. Nie, nie boimy się.

Pociąg rusza. W środku pachnie trochę kiełbasą, trochę mandarynką a trochę niewiadomoczym. Dostaliśmy „gorną polkę”. Oznacza to wdrapywanie się do szczeliny o szerokości 50cm – tak, żeby nie obudzić kaukaskiego niedźwiedzia, który śpi na dole.
Los chciał, że mały przybysz został zakwaterowany tuż obok nas.
Zagajamy. Obcy muszą trzymać się z obcymi. Okazuje się, że Ismail jest sympatyczny.
To Turek. Po dłuższej rozmowie udaje nam się ustalić, że miał dziewczynę. Polkę –bo jak inaczej. Uwielbia herbatę. Po blisko godzinnym rozpoznaniu terenu nawiązujemy rozmowę z naszymi kaukaskimi sąsiadami . Pani Gruzinka jest tak naprawdę Panią Włoszką, która jedzie odwiedzić siostrę w Erywaniu. A Pan Kaukaski Niedźwiedź jedzie do pracy. Będzie robił coś z meblami. Jest dobrze. Niedźwiedź częstuje nas kiełbasą niewiadomego pochodzenia a Pani Włoszka daje nam mandarynki. My odwdzięczamy się czekoladą.

Panuje półmrok. Niektórzy układają się już do snu ścieląc swoje prycze radzieckimi prześcieradłami.
Czas więc przeeksplorować teren. Ruszamy w stronę wagonu restauracyjnego w celu napicia się herbaty. Po drodze Ismail dostał od Kaukaskich Niedźwiedzi  dwie pomarańcze. Może z sympatii. Może z litości. Mijamy gruzińskie rodziny. Babcie, dziadków, samotne kobiety ale i tak przeważają prawdziwi faceci.
Docieramy do gruzińskiego WARSU. Prosimy o herbatę. Pani Gruzinka stawia przed nami trzy plastikowe kubeczki. Ismail od razu wszczyna bunt. Jak to kubeczki plastikowe?
Jedno tureckie urocze spojrzenie pchnęło gruzińska damę do zmiany kubeczków na szklaneczki. Herbata jak herbata ale gest doceniliśmy.
W połowie naszej popijawki do wagonu wchodzą trzej mężczyźni. Jeden z nich wygląda jak Steven Segal w „Bez litości” i taki też przekaz malował się w jego oczach.
O nie. Steven siada a raczej stoi przy naszym stoliku. Ręką odkręca ormiańskie piwo. Jego dwóch kolegów dołącza. Oczywiście, że się nie boję. Czego? Tego mrożącego krew w żyłach spojrzenia? Skądże. Gosia też jakoś ucichła. Za to nasz turecki kolega w najlepsze zabawia rozmową dwójkę kolegów Stevena. Okazuje się, że jeden z nich to Marcin – Polak a jego przyjaciele to znajomi, których poznał 10 minut temu u siebie w przedziale. Zaprosili go na piwo. Steven spojrzał na moją szklankę z resztką herbaty. Zdrętwiałam. Podniósł swój przeszywający wzrok, nagle poczułam, że przestrzeń się wyraźnie zmniejszyła i brakuje mi tlenu. Steven przemówił: „Nu kak? Jeścio adnu?” . Zebrałam się ze wszystkich sił, przekroczyłam wszystkie bariery nieśmiałości i pokonałam wszelkie przeszkody jakie tworzyły się w moim mózgu i pewna siebie skontratakowałam mówiąc „Da”. I się zaczęło.
Steven Segal to naprawdę Witalij, który jechał do Armenii załatwiać interesy wraz z przyjacielem  Pako, który jest prawnikiem I będzie go wspierał w robieniu biznesu.
I tak oto stworzyliśmy sielski stolik do którego dołączało więcej i więcej osób między innymi
Irina, która studiuje w Kanadzie czy Pierre z Francji. I tak to ten zna tamtego a tamtego tego i tamtą i okazało się, że wszyscy mamy wspólnych znajomych.
Nagle sielankę przerwał konduktor, który wygonił nas z wagonu. Zaraz zaraz. Co się dzieje?
Źle się zachowujemy? Jesteśmy za głośno? Dlaczego nikt nam nic nie tłumaczy? Widzimy żołnierzy z flagą Armenii na ramieniu. Muszę skorzystać z toalety. Jest zamknięta. Wszystkie są zamknięte. Pociąg stoi.  Ormiański żołnierz pyta czy jestem z Polski. Odpowiadam twierdząco. Każe mi wyjść. No dobrze, może w wagonie nie było najciszej ale po co od razu ten cyrk z wojskiem.
Jedna lampa z ostrym światłem świeci nam prosto w twarz. Wokół żołnierze, drut kolczasty i las. Zero wyjaśnień. Kazali  nam wejść do budynku. Ale po co? Przecież od wczoraj nie potrzebujemy wizy. Z małego pokoiku słyszę: „Agneska!”. Idę. Żołnierz przygląda mi się z każdej strony. Spogląda do paszportu. Wbija pieczęć i każe uciekać. Czyli chodziło o kontrolę graniczną. Rozumiem. Szukam toalety. Znalazłam. Obok wychodków trwa handel mandarynkami. Ludzie wnoszą do pociągu pięciokilogramowe torby z mandarynkami i granatami. To chyba wszystko. Po kolei wychodzą z granicznego budyneczku Gosia, Marcin, Pierre… Wszyscy są! Wsiadamy. Pociąg rusza. Co za ulga.
Czas więc dopić herbatę. Tym razem idziemy przez pociąg zapraszając wszystkich na polish party. Podgłosiliśmy ruskie disco-polo. Przyszło sporo osób. Potem dołaczył nawet pan konduktor .Wszyscy ustawili się w kolejce do baru. I zaczął się kolejny etap tej sielskiej kaukaskiej podróży…

Komentarze

Popularne posty