Relacja konkursowa - Rosja mniej znana - Buriacja
Relacja konkursowa nr 15 (zobacz jak zagłosować!), od Kacpra z dalekiej Buriacji.
Rosja mniej znana - Buriacja
Symbolem
i znakiem rozpoznawczym Ułan Ude jest pomnik – głowa Lenina znajdujący
się na pl. Sowietów. Jest to największa głowa wodza rewolucji na
świecie. Ma 10 m. wysokości. W założeniu miał powstać cały ogromny
pomnik. Jednakże gdy wykuto głowę, okazało się, że pieniądze się
skończyły.
Buriacja
jest to autonomiczna republika w składzie Rosyjskiej Federacji.
Znajduje się we wschodniej Syberii przy granicy z Mongolią. Zamieszkują
ją głównie Rosjanie oraz...Buriaci – azjatycki etnos zbliżony w dużej
mierze do Mongołów.
-Po
co jechać do Ułan Ude? Przecież tam nic nie ma- to najczęstsza reakcja
irkuckich znajomych na obwieszczone przeze mnie plany weekendowego
wypadu. Wraz z dwiema koleżankami, Agatą i Natalią, ruszamy przekonać
się sami. Początek niezbyt obiecujący – próby znalezienia noclegu przez
couchsurfing i tanie bazy noclegowe zakończyły się niepowodzeniem.
Jedziemy trochę w ciemno, nastawiając się na hostele opisane w
internecie. Wyjeżdżamy z Irkucka transsibem w piątkowy poranek.
Decydujemy się na dzienną podróż ze względu na czekające nas widoki.
Odcinek Irkuck – Ułan Ude uchodzi za jeden z najpiękniejszych na całym
szlaku kolejowym. Na początek czeka nas poznana już, umiarkowanie
atrakcyjna, trasa w kierunku Bajkału – do Sludjanki. Rozsiadamy się
wygodnie, wyciągamy książki, karty, herbatę, przegryzki. Czas mija
szybko i nareszcie dojeżdżamy do brzegów najczystszego jeziora na
świecie. Pociąg zakręca i znajdujemy się tuż przy samym brzegu. Efekt
jest piorunujący. Przez najbliższych kilka godzin jedziemy zupełnie
wzdłuż Bajkału. Gdyby pociąg się zatrzymał, można by wyskoczyć z okna
prosto do jeziora. Niestety, kwietniowa aura krzyżuje trochę nasze
plany. Mieliśmy świadomość, że Bajkał nadal cały pokryty jest lodem.
Dodatkowo jednak, nocą napadało trochę śniegu, który przykrył taflę
jeziora szczelną pokrywą. Pozostawia to lekki niedosyt.
Niezrażeni,
nadal w dobrych humorach, dojeżdżamy do stolicy Buriacji późnym
popołudniem. Od razu udajemy się w poszukiwaniu noclegu. Pozycja numer
jeden z internetowej listy okazuje się nie istnieć. Zawracamy i
atakujemy pozycję numer dwa. Adres okazuje się jednak trudny do
zlokalizowania. Dzwonimy do znajomej, która była tam jesienią. Dzięki
dokładnym wskazówkom znajdujemy miejsce. Hostel, o jakże nietypowej
nazwie traveler's guest house okazuje się być zwyczajnym mieszkaniem wynajmowanym przyjezdnym. Co
więcej, wszystkie miejsca okazują się być zajęte przez grupę naszych
znajomych z Irkucka, którzy również wybrali się na ten weekend do Ułan
Ude! Właścicielka mieszkania znajduje nam jednak alternatywny nocleg
(który również okazuje się być mieszkaniem, choć nazywa się hostel) i
nasza odyseja dobiega końca. Wychodzimy na wieczorny spacer po centrum.
Główną arterią Ułan Ude jest ulica Lenina. Ciągnie się ona od placu
Sowietów, przez łuk tryumfalny do Arbatu (stylizowanego na swój
moskiewski odpowiednik). Symbolem i znakiem rozpoznawczym Ułan Ude jest
pomnik – głowa Lenina znajdujący się na pl. Sowietów. Jest to największa
głowa wodza rewolucji na świecie. Ma 10 m. wysokości. W założeniu miał
powstać cały ogromny pomnik. Jednakże gdy wykuto głowę, okazało się, że
pieniądze się skończyły. Władze miasta postanowiły zatem postawić na
cokole sam czerep. Obecnie, niczym egipski sfinks, wykorzystywany jest
do robienia głupkowatych zdjęć.
Jeden z najbardziej popularnych pomysłów na zdjęcie z głową Lenina |
Zmęczeni, kończymy rundę po mieście wizytą w typowej buriackiej knajpie, zwanej poznaja. Zamawiamy pozy oraz
piwo i zasiadamy do stolika. Ledwo usiedliśmy, ze stolika obok słychać
polską mowę. Rozmówczyniami są Dorota – nauczycielka polskiego wraz ze
swoją buriacką studentką Aliną. Rozmowa schodzi na tematy związane z
Buriacją. Dodam tylko, że Buriaci w niewielkim stopniu zachowują swoje
tradycje narodowe. Większość poznanych przeze mnie, czy to w Irkucku,
czy Ułan Ude, czy jeszcze w innym miejscu nie posługuje się językiem
ojczystym. Między sobą rozmawiają po rosyjsku. Generalnie jest to bardzo
dobrze zasymilowana grupa. Czują się silnie związani z Rosją.
- Buriaci
najsilniej identyfikujący się ze swoją kulturą to ci, którzy żyją poza
Buriacją – w Tomsku, Nowosybirsku, czy Krasnojarsku – mówi Alina. - Tutaj,
w Ułan Ude jest inaczej. Władzom republiki nie zależy na kultywowaniu
tradycji. W szkołach i na uniwersytetach uczymy się po rosyjsku.
Buriackiego uczymy się raz w tygodniu w szkole podstawowej. Młodzi nie
czują potrzeby wprowadzania zmian.
Pozy + herbata z mlekiem |
- Nie,
my skupiamy się bardziej na współczesnych tańcach i muzyce. Choć parę
przykładów tradycyjnych występów również się znajdzie. - mówi Larissa, jedna z koordynatorek programu
- A w ogóle są u Was zespoły zajmujące się ludowymi występami? - wypytuję się dalej
- Tak,
są. Jeżdżą ze swoimi występami na różne festiwale. Po całej Rosji i
zagranicę. Niedawno zresztą byli we Francji. Ciekawa rzecz.
Po
obiedzie odprowadzamy znajomych pod ich uniwerek i zbieramy się w drogę
ku następnemu celowi naszego buriackiego wyjazdu – wsi Iwołgińsk.
Znajduje się tam główny buriacki dacan Tradycyjnym
wyznaniem Buriatów jest szamanizm. Jednakże już od późnego
Średniowiecza przyjęli oni (jak i inne ludy mongolskie) tybetańską
odmianę buddyzmu – lamaizm. Za czasów radzieckich, lamaizm, podobnie jak
inne religie, był tępiony. Większość dacanów zniszczono. Iwołgiński
jest jednym z nielicznych, który ocalał. Do Iwołgińska dojeżdżamy
marszrutką. Wita nas klasyczna rosyjska wieś: drewniane domki, krowy
chodzące po ulicach, rzeka opodal, góry majaczące w tle, oraz...szare
bloki z płyty. Przykład geniuszu radzieckiej myśli urbanistycznej.
Stamtąd musimy dostać się do klasztoru kolejną marszrutką. Oczywiście,
żeby ruszyła, musi się w całości wypełnić. W związku z tym czekamy i
czekamy. W końcu ruszamy. W wiosce, tuż obok dacanu postanowiliśmy
zanocować. Otrzymujemy do dyspozycji drewniany domek. Ta część wsi nie
została skanalizowana, w związku z czym, zamiast łazienki, mamy wychodek
oraz banię. Domek w dodatku jest ogrzewany kaflowym piecem na drewno.
Udajemy się na krótki spacer po okolicy. Krajobraz wygląda zupełnie
inaczej niż wokół Irkucka. Tam typowa tajga, tutaj już step. Wieje jak
cholera. Robimy zakupy i wracamy do domku. Ogień trzaska w piecu, po
całym budynku unosi się świerkowa woń. Jest cudownie. Przygotowujemy
piwo oraz zakąski i lecimy do bani na wieczorny relaks.
W
niedzielę odwiedzamy kompleks świątynny. Przekupki wokół dacanu
namawiają nas do kupna wszelkiej maści buddyjskich dewocjonaliów.
Wisiorki z końmi i smokami, miski pełne wschodnich wzorów, chusty i
wotywne flagi – to wszystko ma zapewnić nam sukces i szczęście. W końcu
docieramy do głównego budynku kompleksu. Mimo że dacan dopiero co został
otwarty, w środku jest już całkiem sporo ludzi. Chodzą po świątyni
zgodnie z ruchem słońca i zostawiają w wyznaczonych miejscach dary:
pieniądze, mleko, wódkę, ciastka i cukierki. Podążamy za nimi. W środku
lamowie siedzą skupieni nad swymi sprawami. W pewnym momencie jeden z
nich prosi nas, abyśmy zajęli miejsca siedzące. Rozpoczyna się swego
rodzaju nabożeństwo. Ludzie zbierają swoje dary. Lamowie intonują
monotonną melodię, wierni zaś machają swoimi darami (również zgodnie z
ruchem słońca) w rytm muzyki. Na koniec odkładają dary z powrotem.
Wychodzimy ze świątyni i robimy jeszcze rundkę wokół całego kompleksu
oraz straganów z towarami.
Dary świątynne |
Wracamy
do Ułan Ude i od razu ruszamy do ostatniego celu naszej podróży. Wsi
Tarbagataj. Według tego, co mówili nam znajomi, w tej wiosce nadal
mieszkają staroobrzędowcy. Z racji naszego dużego zainteresowania Rosją,
była to dla nas nie lada atrakcja. Nie jest łatwo spotkać
przedstawicieli tego wyznania, a tym bardziej takich, którzy zechcą o
tym porozmawiać. Do celu ponownie docieramy marszrutką. Z początku
Tarbagataj przypomina typową, rosyjską wioskę. Wysiadamy i zaczynamy się
rozglądać. Odnajdujemy coś w rodzaju muzeum, skąd kierują nas do
lokalnej cerkwi, której pop chętnie dzieli się informacjami o swojej
posłudze. W oczy rzuca nam się absolutny brak Buriatów. Choć znajdujemy
się w samym sercu tej republiki, we wsi widzimy tylko Rosjan. Wieś
generalnie jest wyludniona. Nieopodal cerkwi napotykamy starszą kobietę,
ubraną w ludowy strój. Zbywa nas jednak burknięciem i odchodzi. Na
szczęście po chwili spotykamy popa, który zaprasza nas do pokazania
swoich zbiorów. Okazuje się, że tutejsi starowiercy zostali wysiedleni z
terenów Polski w latach 60 XVIII w.
- Polska
arystokracja, z królem Stanisławem Poniatowskim na czele, odnosiła się
do nas pozytywnie, ale silne naciski carycy Katarzyny wymusiły na królu
wygnanie naszych z Rzeczpospolitej, co doprowadziło do zsyłki na
Syberię, właśnie do wsi Tarbagataj – opowiada ojciec lokalnej społeczności – Przez
wieki zachowaliśmy naszą kulturę. W czasach sowieckich trzeba było
wszystko robić w ukryciu, ale i to przetrwaliśmy. W 2003 r. udało się
nam zbudować tę właśnie cerkiew. Specjalnie z Moskwy przyjechał
patriarcha, żeby ją poświęcić. Spójrzcie tutaj, mamy księgi, które
przechowujemy od wieków. Z nich czytamy w trakcie nabożeństwa.
Dzisiejsze książki niszczą się bardzo szybko. Te książki mają po 300
lat, a dalej mają się dobrze. Zobaczcie to: akt wydany przez Waszego
króla Stanisława. Umiecie to odczytać?
(tekst jest napisany XVIII-wieczną cyrylicą, pełen abrewiatur i
skomplikowanej tytulatury. Radzimy sobie raczej średnio)
Poczekajcie, wezmę okulary, to Wam przeczytam. Wydany w Supraślu.
Dobrze to wymawiam? Supraśl, tak. No widzicie, tak tu żyjemy,
- A jak wyglądają obecnie Wasze relacje z drugą cerkwią? - pytam.
- W
ogóle nie wyglądają. Nie utrzymujemy z nimi żadnych stosunków. My mamy
swojego patriarchę, oni mają swojego. My mamy swoje życie, a oni swoje.
Mamy tu wszystko, czego potrzebujemy, tak tu sobie żyjemy. Większość
naszych ludzi jest zamkniętych w stosunku do obcych. To tylko ja jestem
taki gadatliwy. No nic, cieszę się, że tu przyjechaliście.
Dziękujemy
za oprowadzenie nas, robimy sobie jeszcze spacer po wiosce i nasz
wyjazd ma się ku końcowi. Wracamy marszrutką do Ułan Ude, jemy spokojną
kolację, czekając na pociąg i nocą wracamy do Irkucka.
Wbrew
temu, co powtarzali wszyscy w Irkucku warto było wybrać się do Ułan
Ude. Mieliśmy okazji doświadczyć różnorodności, jaką oferuje Buriacja,
poczuć stepowy klimat, popróbować dobrego jedzenia oraz poznać
ciekawych ludzi. Miejsce zdecydowanie godne polecenia!
Kobieta wykonująca rytuał |
Kacper Dziekan
Zdjęcia: Agata Henke
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarzopisarze proszeni są o się podpisanie!