Raport z przypadkowych wakacji / Zakarpacie i Maramuresz (3)
-Tak, tatuś był w Norwegii!
-No fajnie, fajnie.
-I w Niemczech był, a ty byłeś?
-Ja... ja to stopem przez Niemcy przejeżdżałem, ale tak żeby być, to nie.
-No, a tatuś był. Tatuś jeździł do tego kraju, co to nas chciał w czasie wojny zawojować [śmiech]! [I dodane ciszej, po chwili] ... razem z Polakami.
Dzieci są chyba najlepszym barometrem nastrojów społecznych. Zwłaszcza te około pięcioletnie. Nie analizują specjalnie faktów, raczej powtarzają zasłyszane slogany. Więc co z tego, że Rościsław się zapierał, że u nich, w centralnej Ukrainie, to o Polakach się nie mówi raczej, że co prawda w zachodniej Ukrainie to się modlą do Bandery, ale on go uznaje za zwykłego bandytę. A jednak chyba bardziej słowa Miszy pozostają mi w pamięci.
No więc ja, polski najeźdźca i okupant, rano po tej cudownej nocy na pagórkowatym pastwisku schodzę do wsi przez las stogów siana które fotografuję w zapamiętaniu i przechodząc przez kolejne niekończące się serie drewnianych domów, z których każdym po kolei się zachwycam, biorąc wodę od kolejnych miłych gospodarzy, a pan w sklepie obsługuje powolutku, ale z starannie, wychodzę wreszcie na główną drogę na południe, do wsi Pilipec, którą mam nawet na mapie (do Wołowca, do którego szedłem, było jeszcze kawał drogi, ale na zachód, a ja kierowałem się na południe, ku Rumunii.
Rościsław i Luda w Pilipcu spędzali wakacje z synem Miszą. Jadą właśnie do Chustu, bo tam można zatankować autogaz. Po drodze targ z Miżgirii - nazwa taka, że równie dobrze mogłoby to być jakieś pasmo Kaukazu - i skansen w Kolaczawie.
Ciekawe doświadczenie językowe. Więc są z tej centralnej Ukrainy, z Winnicy. Rościsław rozumie dobrze mój polski i tłumaczy Ludzie, która prawie że ni w ząb. Więc zwracając się do niej, mówię po rosyjsku. Między sobą i do dziecka też mówią po rosyjsku zdaje się, natomiast do mnie i czasami do słuchawki telefonu - po ukraińsku.
Mówią też, że język Zakarpacian jest niezłą mieszanką, niektórzy to tu nawet Węgrów rozumieją. A jak wczoraj podwozili jakąś miejscową babinę, to podobne gorzej ich środkowoukraiński rozumiała, niż ja.
Luda oczywiście, jak my wszyscy, ludy pogranicza, ma rodzinę mieszaną - w 1/4 Polka, jak mówi. Ja w 1/4 "tutejszy", w końcu moja babcia zdaje się w starym Stanisławowskim rodzona.
A skansen w Kolaczawie całkiem wart polecenia: muzeum wsi rubieży austrowęgierskich. Jest czeska szkoła i węgierska restauracja. Jest Wołga na torach wąskotorówki. O Polakach cisza. O Polakach tylko jako o najeźdźcach w malowanym na niebiesko-żółto autobusie z plakatami propagandowymi z czasów wojennych.
Zakarpacie ma coś z Zakaukazia, tylko drogi chyba jeszcze gorsze. (Bo najgorsze, że zostało jeszcze trochę tego asfaltu i teraz trzeba go omijać. Podróż rozciąga się więc jak kable telefoniczne w towarzyszącym nam sierpniowym upale. ) Nade wszystko jednak góry, góry, dzikość, naturalność, tradycja, krowy na drogach, niespieszność. Wszystko to tam jeszcze jest, zaklęte w drewnie, wozach konnych i stogach siana.
Więcej zdjęć -> tutaj.
-No fajnie, fajnie.
-I w Niemczech był, a ty byłeś?
-Ja... ja to stopem przez Niemcy przejeżdżałem, ale tak żeby być, to nie.
-No, a tatuś był. Tatuś jeździł do tego kraju, co to nas chciał w czasie wojny zawojować [śmiech]! [I dodane ciszej, po chwili] ... razem z Polakami.
Dzieci są chyba najlepszym barometrem nastrojów społecznych. Zwłaszcza te około pięcioletnie. Nie analizują specjalnie faktów, raczej powtarzają zasłyszane slogany. Więc co z tego, że Rościsław się zapierał, że u nich, w centralnej Ukrainie, to o Polakach się nie mówi raczej, że co prawda w zachodniej Ukrainie to się modlą do Bandery, ale on go uznaje za zwykłego bandytę. A jednak chyba bardziej słowa Miszy pozostają mi w pamięci.
Żydowski cmentarz w Studene |
No więc ja, polski najeźdźca i okupant, rano po tej cudownej nocy na pagórkowatym pastwisku schodzę do wsi przez las stogów siana które fotografuję w zapamiętaniu i przechodząc przez kolejne niekończące się serie drewnianych domów, z których każdym po kolei się zachwycam, biorąc wodę od kolejnych miłych gospodarzy, a pan w sklepie obsługuje powolutku, ale z starannie, wychodzę wreszcie na główną drogę na południe, do wsi Pilipec, którą mam nawet na mapie (do Wołowca, do którego szedłem, było jeszcze kawał drogi, ale na zachód, a ja kierowałem się na południe, ku Rumunii.
Rościsław i Luda w Pilipcu spędzali wakacje z synem Miszą. Jadą właśnie do Chustu, bo tam można zatankować autogaz. Po drodze targ z Miżgirii - nazwa taka, że równie dobrze mogłoby to być jakieś pasmo Kaukazu - i skansen w Kolaczawie.
Ciekawe doświadczenie językowe. Więc są z tej centralnej Ukrainy, z Winnicy. Rościsław rozumie dobrze mój polski i tłumaczy Ludzie, która prawie że ni w ząb. Więc zwracając się do niej, mówię po rosyjsku. Między sobą i do dziecka też mówią po rosyjsku zdaje się, natomiast do mnie i czasami do słuchawki telefonu - po ukraińsku.
Mówią też, że język Zakarpacian jest niezłą mieszanką, niektórzy to tu nawet Węgrów rozumieją. A jak wczoraj podwozili jakąś miejscową babinę, to podobne gorzej ich środkowoukraiński rozumiała, niż ja.
Luda oczywiście, jak my wszyscy, ludy pogranicza, ma rodzinę mieszaną - w 1/4 Polka, jak mówi. Ja w 1/4 "tutejszy", w końcu moja babcia zdaje się w starym Stanisławowskim rodzona.
A skansen w Kolaczawie całkiem wart polecenia: muzeum wsi rubieży austrowęgierskich. Jest czeska szkoła i węgierska restauracja. Jest Wołga na torach wąskotorówki. O Polakach cisza. O Polakach tylko jako o najeźdźcach w malowanym na niebiesko-żółto autobusie z plakatami propagandowymi z czasów wojennych.
Zakarpacie ma coś z Zakaukazia, tylko drogi chyba jeszcze gorsze. (Bo najgorsze, że zostało jeszcze trochę tego asfaltu i teraz trzeba go omijać. Podróż rozciąga się więc jak kable telefoniczne w towarzyszącym nam sierpniowym upale. ) Nade wszystko jednak góry, góry, dzikość, naturalność, tradycja, krowy na drogach, niespieszność. Wszystko to tam jeszcze jest, zaklęte w drewnie, wozach konnych i stogach siana.
Więcej zdjęć -> tutaj.
" O Polakach cisza. O Polakach jako o najeźdźcach w malowanym na niebiesko-żółto autobusie z plakatami propagandowymi z czasów wojennych."
OdpowiedzUsuńTo cisza, czy jednak niecisza?
W sensie, że tylko w tym kontekście występowali Polacy w tymże muzeum/skansenie.
OdpowiedzUsuńChyba powinienem tam dla jasności wstawić słowo "tylko", co zaraz uczynię.