W odwiedzinach u Ksenii Degielko
Jak to nie wiesz kim jest Ksenia Degielko? Jeśli nie wiesz kim jest Ksenia, nie wiesz jak sie robi prawdziwy propagandowy hip-hop i to znaczy, że musisz szybko nadrobić zaległości - do jej nagrania zrobiłem nawet napisy po polsku, specjalnie dla Ciebie (klik)! Bo np. ja za każdym razem, gdy oglądam teledysk do Я из деревни (Jestem ze wsi), mam otwartą paszczę i nie mogę uwierzyć, że to, co się dzieje, że to co widzę - wydarzyło się naprawdę. Ta moc przekazu, ten ładunek treściowo-znaczeniowy, ten obciach do granic absurdu, ta moc argumentów i kolorowa otoczka, która sprawia, że już prawie uwierzyłeś, że Białoruś to w istocie raj na ziemi.
Wszystko to zmusiło mnie wręcz, by pielgrzymować do miejsca poczęcia tej jedynej w swoim rodzaju pieśni (lepszej niż patetyczny pop a'la Anastasiya Vinnikova, lepszej nawet niż mroczny dwunastolatek Jura Dymidowicz). Musiałem odwiedzić legendarny Oktjabrskij.
Do Oktjabrskiego można dojechać regionalnym pociągiem z Bobrujska. Regionalne pociągi, którymi zwykle jeżdżę, nie różnią się bardzo ceną od międzyregionalnych czy nawet międzynarodowych. W tych ostatnich jednak lektor nie zamęcza nas ciągłymi informacjami, że drzwi to się zamykają, to otwierają, że następna stacja taka, a w ogóle to uważaj na złodziei, nie zapomnij bagażu itp.
Jedzie sie przez las i po dłuższym czasie nagle w środku tego lasu wyrasta spora osada. Przy torach mała stacyjka, dalej bloki i mniejsze, pustakowo-drewniane zabudowania. Jest izba kulturalno-historyczna, jest nawet szpital i centrum sportowe z sauną i basenem, dom kultury i dom twórczości dzieci i młodzieży (DTDM). Tam właśnie zawiedzie mnie podróż śladami Ksenii Degielko.
Zanim jednak dojdę do DTDM, przechodzę miasteczko wszerz i wzdłuż. Środkiem ciągnie się ulica Sowiecka (oczywiście) ozdobiona bilbordami typu "Razem za Białoruś", "Sport zdrowiem narodu" czy "Zwyciężyliśmy!". Koło izby kulturalno-historycznej - cmentarz czerwonoarmistów. Ze śniegu wyglądają głowy plastikowych łabędzi, a liczba najróżniejszych tablic pamiątkowych (stalowych) przed budynkiem administracji jest chyba niepoliczalna.
Zwraca uwagę oferta kulturalno-sportowa dla porzuconej wśród poleskich lasów mieściny.
Zależnie od aktualnego kursu 1zł to jakieś 2500-3000 rubli. I co czytamy? Seanse kinowe za 800-1000 rubli, basen za 5500, a sauna - 7000. (Informacja zaczyna się od zwrotu "Szanowni mieszkańcy (...)" i spisana jest po rosyjsku.)
Ksenia nie odpisała mi na meila. Nie chciała nawet dodać mnie do znajomych na VKontakte (rosyjska wersja facebooka), ale jestem wytrwały, jadę w ciemno. Dzięki pomocy Walentina z Bobrujska udaje mi się odnaleźć DTDM, do którego prowadzi wydrążona w śniegu ścieżka. Wychodzący milicjant mierzy mnie wzrokiem. Ku memy zdziwieniu - nikt mnie nie zatrzymuje, nie ma żadnej recepcji czy czegoś w tym rodzaju. Po dłuższej chwili zjawia się kobieta. Pytam o Andrieja Pauka (autor kseninej piosenki, zob. jego wypowiedź w CTV.BY), słyszę, że wyszedł na obiad, wróci za pół godziny.
Czekam, w głowie układam sobie pytania w moim nienajlepszym rosyjskim. W pewnym momencie z sali obok wychodzi grupa młodzieży (ech, nie ma wśród nich Ksenii!), na końcu kroczy jakaś Niezwykle Poważna Persona, zapewne dyrektorka.
-Wy kto? - pyta służbowo.
-Czekam na Andrieja Pauka, powiedziano mi, że wyszedł na obiad, zaraz wróci.
I dalej, że z Polski, że piosenka bardzo interesująca, że chciałbym zwyczajnie porozmawiać.
-I nie umawiał się pan wcześniej? - pyta z nutka tryumfu.
-No nie.
-O, no to niestety - odpowiada z dobrze zagraną troską - ale Andriej Pauk jest obecnie na chorobowym, nie będzie go dziś w pracy. Tak mi przykro, że jechał pan niepotrzebnie...
-Ale...
-... ale P R O S Z Ę tu lepiej nie czekać - dodaje dobitnie.
No cóż. Pochorował sie biedak na wieść o polskich fanach Ksenii Degielko, co on jadł na ten obiad... W drodze na dworzec rozmawiam z jedną z dziewczyn, która uczestniczyła w spotkaniu. Ma jakieś 15 lat, jest grzeczna i uprzejma jak wszyscy chyba Białorusini, których spotkałem. Cieszy się, że może ze mną porozmawiać. Ksienii nie zna zbyt dobrze: -Taka niczym nie wyróżniająca się, zwykła dziewczyna - mówi o niej. Zajęcia w DTDM niespecjalnie ich interesują, ale pani w szkole prosi, żeby chodzić.
Chciałaby studiować dziennikarstwo w Mińsku. Wyjechać za granicę, chociaż na jakąś wymianę, podróżować, coś zobaczyć... Sama zresztą jest bardzo piękna, zadbana, wymalowana, gustownie ubrana - zupełnie nie tak jakby sobie człowiek wyobrażał "zwykłą dziewczynę" z białoruskiego lasu na granicy strefy czarnobylskiej.
(Notatki o Oktjabrskim spisuję w pociągu. Na sąsiednim siedzeniu babula opatulona w kurtkę i chustę. W pewnym momencie schyla się, wyciąga ćwiartkę wódki, popija kilka małych łyczków i chowa buteleczkę spowrotem do torby).
W szkole edukacja jest po rosyjsku - przecież nikt we wsi nie rozmawia po białorusku. Po rosyjsku zresztą też nie - przyznaje sama - to nie rosyjski, tylko trasianka. Dziewczyna próbuje tłumaczyć, że to taki dialekt, że Białoruś graniczy z różnymi krajami, coś się zapożycza od sąsiada i tak w każdym regionie język wygląda inaczej, ale w tym momencie nasze drogi się rozchodzą - idę na dworzec, ona do domu.
Na małej stacyjce proszę podstarzałego kasjera o bilet. Tłumaczę szereg przesiadek: że do Bobrujska, potem Osipowicze i wreszcie Mińsk.
-Tak, wiem. A wy z brzeskiej obłaści ["województwo" ze stolicą w Brześciu, czyli przy granicy z Polską] - pyta po rosyjsku
-No prawie... Z Polski - uśmiecham się.
-No to bardzo proszę - odpowiada po polsku i podaje bilety.
W drodze do Bobrujska myślę o dziewczynie, którą spotkałem w Oktjabrskim. Jest młoda, ambitna, piękna. Ale urodziła się za Łukaszenki. Wywodzi się ze zrusyfikowanej rodziny, w telewizji serwują jej hipnozę sukcesu o dojarkach wyrabiających 200% normy. Do szkoły chodzi ulicą Sowiecką, mija cmentarz radzieckich bohaterów, dalej pomnik Lenina. W szkole zapisali ją z automatu do BRSM (białoruska młodzieżówka socjalistyczna). Czy w głębi duszy wierzy w ideologię, którą wstrzykują jej na każdym etapie? Czy ma w ogóle szansę myśleć inaczej? Czy może po prostu odcina się od tego zupełnie, nie zwraca uwagi... Żałuję, że nie wziąłem do niej meila, jakiegoś kontaktu. Ciekawe co się z nią stanie, kim będzie w przyszłości. Może wyjedzie na studia do Warszawy czy Berlina. A może zostanie miejscowym dyrektorem komisji wyborczej i będzie fałszować kolejne wybory. Ciekawe.
Oktjabrskij ze swoją armią symboli, plakatów i pomników, miasteczko rolniczo-leśne, łatwy cel propagandowych zabiegów (z Ksenią Degielko jako wisienką na torcie), jawi się jako wzorowy obraz białoruskiej prowincji, Białorusi w ogóle. W tym właśnie miasteczku-metaforze pomnik Lenina chyli się ku upadkowi. Może więc to samo stanie się wkrótce z całym łukaszenkowskim systemem? To też ciekawe.
I po której stronie stanie wtedy moja rozmówczyni? Gdzie będzie wtedy Ksenia? O czym napisze piosenkę Andriej Pauk?
Wszystko to zmusiło mnie wręcz, by pielgrzymować do miejsca poczęcia tej jedynej w swoim rodzaju pieśni (lepszej niż patetyczny pop a'la Anastasiya Vinnikova, lepszej nawet niż mroczny dwunastolatek Jura Dymidowicz). Musiałem odwiedzić legendarny Oktjabrskij.
Lenin w Oktjabrskim w stanie krytycznym, nie podchodzić bliżej niż 15 metrów! Może to przepowiednia? |
Do Oktjabrskiego można dojechać regionalnym pociągiem z Bobrujska. Regionalne pociągi, którymi zwykle jeżdżę, nie różnią się bardzo ceną od międzyregionalnych czy nawet międzynarodowych. W tych ostatnich jednak lektor nie zamęcza nas ciągłymi informacjami, że drzwi to się zamykają, to otwierają, że następna stacja taka, a w ogóle to uważaj na złodziei, nie zapomnij bagażu itp.
Jedzie sie przez las i po dłuższym czasie nagle w środku tego lasu wyrasta spora osada. Przy torach mała stacyjka, dalej bloki i mniejsze, pustakowo-drewniane zabudowania. Jest izba kulturalno-historyczna, jest nawet szpital i centrum sportowe z sauną i basenem, dom kultury i dom twórczości dzieci i młodzieży (DTDM). Tam właśnie zawiedzie mnie podróż śladami Ksenii Degielko.
Zanim jednak dojdę do DTDM, przechodzę miasteczko wszerz i wzdłuż. Środkiem ciągnie się ulica Sowiecka (oczywiście) ozdobiona bilbordami typu "Razem za Białoruś", "Sport zdrowiem narodu" czy "Zwyciężyliśmy!". Koło izby kulturalno-historycznej - cmentarz czerwonoarmistów. Ze śniegu wyglądają głowy plastikowych łabędzi, a liczba najróżniejszych tablic pamiątkowych (stalowych) przed budynkiem administracji jest chyba niepoliczalna.
Zwraca uwagę oferta kulturalno-sportowa dla porzuconej wśród poleskich lasów mieściny.
Zależnie od aktualnego kursu 1zł to jakieś 2500-3000 rubli. I co czytamy? Seanse kinowe za 800-1000 rubli, basen za 5500, a sauna - 7000. (Informacja zaczyna się od zwrotu "Szanowni mieszkańcy (...)" i spisana jest po rosyjsku.)
Ksenia nie odpisała mi na meila. Nie chciała nawet dodać mnie do znajomych na VKontakte (rosyjska wersja facebooka), ale jestem wytrwały, jadę w ciemno. Dzięki pomocy Walentina z Bobrujska udaje mi się odnaleźć DTDM, do którego prowadzi wydrążona w śniegu ścieżka. Wychodzący milicjant mierzy mnie wzrokiem. Ku memy zdziwieniu - nikt mnie nie zatrzymuje, nie ma żadnej recepcji czy czegoś w tym rodzaju. Po dłuższej chwili zjawia się kobieta. Pytam o Andrieja Pauka (autor kseninej piosenki, zob. jego wypowiedź w CTV.BY), słyszę, że wyszedł na obiad, wróci za pół godziny.
Dom Twórczości Dzieci i Młodzieży |
-Wy kto? - pyta służbowo.
-Czekam na Andrieja Pauka, powiedziano mi, że wyszedł na obiad, zaraz wróci.
I dalej, że z Polski, że piosenka bardzo interesująca, że chciałbym zwyczajnie porozmawiać.
-I nie umawiał się pan wcześniej? - pyta z nutka tryumfu.
-No nie.
-O, no to niestety - odpowiada z dobrze zagraną troską - ale Andriej Pauk jest obecnie na chorobowym, nie będzie go dziś w pracy. Tak mi przykro, że jechał pan niepotrzebnie...
-Ale...
-... ale P R O S Z Ę tu lepiej nie czekać - dodaje dobitnie.
No cóż. Pochorował sie biedak na wieść o polskich fanach Ksenii Degielko, co on jadł na ten obiad... W drodze na dworzec rozmawiam z jedną z dziewczyn, która uczestniczyła w spotkaniu. Ma jakieś 15 lat, jest grzeczna i uprzejma jak wszyscy chyba Białorusini, których spotkałem. Cieszy się, że może ze mną porozmawiać. Ksienii nie zna zbyt dobrze: -Taka niczym nie wyróżniająca się, zwykła dziewczyna - mówi o niej. Zajęcia w DTDM niespecjalnie ich interesują, ale pani w szkole prosi, żeby chodzić.
Chciałaby studiować dziennikarstwo w Mińsku. Wyjechać za granicę, chociaż na jakąś wymianę, podróżować, coś zobaczyć... Sama zresztą jest bardzo piękna, zadbana, wymalowana, gustownie ubrana - zupełnie nie tak jakby sobie człowiek wyobrażał "zwykłą dziewczynę" z białoruskiego lasu na granicy strefy czarnobylskiej.
(Notatki o Oktjabrskim spisuję w pociągu. Na sąsiednim siedzeniu babula opatulona w kurtkę i chustę. W pewnym momencie schyla się, wyciąga ćwiartkę wódki, popija kilka małych łyczków i chowa buteleczkę spowrotem do torby).
W szkole edukacja jest po rosyjsku - przecież nikt we wsi nie rozmawia po białorusku. Po rosyjsku zresztą też nie - przyznaje sama - to nie rosyjski, tylko trasianka. Dziewczyna próbuje tłumaczyć, że to taki dialekt, że Białoruś graniczy z różnymi krajami, coś się zapożycza od sąsiada i tak w każdym regionie język wygląda inaczej, ale w tym momencie nasze drogi się rozchodzą - idę na dworzec, ona do domu.
Na małej stacyjce proszę podstarzałego kasjera o bilet. Tłumaczę szereg przesiadek: że do Bobrujska, potem Osipowicze i wreszcie Mińsk.
-Tak, wiem. A wy z brzeskiej obłaści ["województwo" ze stolicą w Brześciu, czyli przy granicy z Polską] - pyta po rosyjsku
-No prawie... Z Polski - uśmiecham się.
-No to bardzo proszę - odpowiada po polsku i podaje bilety.
W drodze do Bobrujska myślę o dziewczynie, którą spotkałem w Oktjabrskim. Jest młoda, ambitna, piękna. Ale urodziła się za Łukaszenki. Wywodzi się ze zrusyfikowanej rodziny, w telewizji serwują jej hipnozę sukcesu o dojarkach wyrabiających 200% normy. Do szkoły chodzi ulicą Sowiecką, mija cmentarz radzieckich bohaterów, dalej pomnik Lenina. W szkole zapisali ją z automatu do BRSM (białoruska młodzieżówka socjalistyczna). Czy w głębi duszy wierzy w ideologię, którą wstrzykują jej na każdym etapie? Czy ma w ogóle szansę myśleć inaczej? Czy może po prostu odcina się od tego zupełnie, nie zwraca uwagi... Żałuję, że nie wziąłem do niej meila, jakiegoś kontaktu. Ciekawe co się z nią stanie, kim będzie w przyszłości. Może wyjedzie na studia do Warszawy czy Berlina. A może zostanie miejscowym dyrektorem komisji wyborczej i będzie fałszować kolejne wybory. Ciekawe.
Oktjabrskij ze swoją armią symboli, plakatów i pomników, miasteczko rolniczo-leśne, łatwy cel propagandowych zabiegów (z Ksenią Degielko jako wisienką na torcie), jawi się jako wzorowy obraz białoruskiej prowincji, Białorusi w ogóle. W tym właśnie miasteczku-metaforze pomnik Lenina chyli się ku upadkowi. Może więc to samo stanie się wkrótce z całym łukaszenkowskim systemem? To też ciekawe.
I po której stronie stanie wtedy moja rozmówczyni? Gdzie będzie wtedy Ksenia? O czym napisze piosenkę Andriej Pauk?
Boisko hokejowe w Oktjabrskim (czyli jednak jest mały "lodowyj dworiec", o jakim śpiewa Ksenia!) |
Cmentarz żołnierzy radzieckich |
Główna ulica Oktjabrskiego: po lewej (seledynowy)sklep, po prawej (ceglana) izba kulturalna-historyczna (jedno z ogłoszeń na drzwiach izby było po białorusku) |
Rosja to zupełnie inny świat. Odrębny...
OdpowiedzUsuńA nie wiem, nie byłem w Rosji. Ale Białoruś jest na pewno bardzo odrębna.
OdpowiedzUsuń