Czekolada "smaczna"
Na pierwszej gwatemalskiej czekoladzie jaką kupiłem (w składanym ręcznie i zaklejonym wąską taśmą klejącą opakowaniu dwie tabliczki po 4 wielkie kostki każda zawinięte na jak-wyjdzie folią do pakowania kanapek dla dobrych dzieci), mianowicie na każdej kostce tej czekolady widnieje napis "RICO", co znaczy tyle, co "smaczne" - to tak jakby ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości podczas jedzenia. Bo jeśli je, dajmy na to, ma, mianowicie nie wie, czy to co je jest smaczne, to wystarczy spojrzeć na napis i już wątpliwości się pozbywa. Rico, czyli smaczne.
Ja na przykład miałem takie wątpliwości. No bo przyznacie sami: cóż dobrego może wyjść z mieszanki cukru, oleju sojowego i kakao (mleka brak). Niby nic, a jednak napisane, że Rico, więc smaczne. Niby nic, a jednak jak się położy na tortillę masło orzechowe (zostało mi trochę z Belize, a tam jest tanie, a masło orzechowe to wspaniały, kaloryczny produkt rowerowy, pewnie można nim też nasmarować łańcuch), na to pokruszy naszą bohaterkę: czekoladę "smaczną" (krusząc widać kryształki cukru dość luźno zmieszane z kakao, czyli że w fabryce użyto zgniatarki, a obróbkę cieplną odłożono na lepsze czasy), a na to wszystko zarzuci banana, to nie powiem, jest zupełnie bombowo. I pewnie jak zobaczę jeszcze kiedyś w sklepie, to znowu sobie kupię "smaczną" - no bo dwie tabliczki cukru i kakao za 5Q, czyli 2zł, to całkiem niezły byznes.
[Tekst przepisuję z mego wspaniałego dziennika. Jak się potem okazało: czekolada "Rico" była faktycznie stałym gościem mej rowerowej sakwy. I jamy ustnej. Nie wiem jeszcze co na to moje zęby.]
Ale co do tego napisu na kostkach to ja bym poszedł dalej, napisałbym "compra más", kupuj więcej, nie wiem, daj koledze, poczęstuj mamę, żeby mianowicie szybciej schodziło.
Aha, być może powinienem był dodać, że w instrukcji napisano, by czekoladę "smaczną" rozpuścić w gorącym mleku/wodzie i pić. W wodę - powiem szczerze - ja nie wierzę, a gorące mleko w podróży to mi się jakoś nie zdarza.
Tak czy tak w krainie, gdzie rośnie kakao o dobrą czekoladę trudno. Podobnie z kawą: w krainie, gdzie rośnie kawa, lud zwykł pić kawę instant sprowadzaną ze Stanów. Na szczęście po długich poszukiwaniach udało mi sie zdobyć (a tak naprawdę: zostałem obdarowany) kawiarkę (po krakowsku) tudzież cafetera italiana (po hiszpańsku, jeśli ktoś nie zna krakowskiego), która pozwala mi przygotować kawę w sposób cywilizowany. Jak ktoś już całkiem nie wie o co chodzi, to niech zajrzy tutaj.
Bo należy dodać, że nie należy mylić kawiarki-urządzenia z kawiarką-kobietą:
Jeśli człowiek pojedzie na Mazury, to warto taką kawiarkę zabrać. Nie uczyniliśmy tego dwa lata temu, ale w tym roku wzbogaciliśmy załogę o kawiarkę i nie narzekaliśmy. Aż nam w sercach poezja zakwitła.
Ja na przykład miałem takie wątpliwości. No bo przyznacie sami: cóż dobrego może wyjść z mieszanki cukru, oleju sojowego i kakao (mleka brak). Niby nic, a jednak napisane, że Rico, więc smaczne. Niby nic, a jednak jak się położy na tortillę masło orzechowe (zostało mi trochę z Belize, a tam jest tanie, a masło orzechowe to wspaniały, kaloryczny produkt rowerowy, pewnie można nim też nasmarować łańcuch), na to pokruszy naszą bohaterkę: czekoladę "smaczną" (krusząc widać kryształki cukru dość luźno zmieszane z kakao, czyli że w fabryce użyto zgniatarki, a obróbkę cieplną odłożono na lepsze czasy), a na to wszystko zarzuci banana, to nie powiem, jest zupełnie bombowo. I pewnie jak zobaczę jeszcze kiedyś w sklepie, to znowu sobie kupię "smaczną" - no bo dwie tabliczki cukru i kakao za 5Q, czyli 2zł, to całkiem niezły byznes.
[Tekst przepisuję z mego wspaniałego dziennika. Jak się potem okazało: czekolada "Rico" była faktycznie stałym gościem mej rowerowej sakwy. I jamy ustnej. Nie wiem jeszcze co na to moje zęby.]
Ale co do tego napisu na kostkach to ja bym poszedł dalej, napisałbym "compra más", kupuj więcej, nie wiem, daj koledze, poczęstuj mamę, żeby mianowicie szybciej schodziło.
A wiecie ile sie trzeba namęczyć, żeby zrobić w miarę znośne zdjęcie czekoladzie w nocy, w ciemnym, mokrym namiocie rozbitym przy polu trzciny cukrowej i zaraz koło puszczy, w której pohukują małpiszony (zwane jako howler monkey, czyli po polsku: wyjce) i to tylko po to, by z jednej strony mieć zdjęcie do tego wpisu, a z drugiej: móc zjeść ostatni kawałek ? |
Aha, być może powinienem był dodać, że w instrukcji napisano, by czekoladę "smaczną" rozpuścić w gorącym mleku/wodzie i pić. W wodę - powiem szczerze - ja nie wierzę, a gorące mleko w podróży to mi się jakoś nie zdarza.
Tak czy tak w krainie, gdzie rośnie kakao o dobrą czekoladę trudno. Podobnie z kawą: w krainie, gdzie rośnie kawa, lud zwykł pić kawę instant sprowadzaną ze Stanów. Na szczęście po długich poszukiwaniach udało mi sie zdobyć (a tak naprawdę: zostałem obdarowany) kawiarkę (po krakowsku) tudzież cafetera italiana (po hiszpańsku, jeśli ktoś nie zna krakowskiego), która pozwala mi przygotować kawę w sposób cywilizowany. Jak ktoś już całkiem nie wie o co chodzi, to niech zajrzy tutaj.
Bo należy dodać, że nie należy mylić kawiarki-urządzenia z kawiarką-kobietą:
W Polszcze, w domu porządnym, z dawnego zwyczaju,
Jest do robienia kawy osobna niewiasta,
Nazywa się kawiarka; ta sprowadza z miasta
Lub z wicin bierze ziarna w najlepszym gatunku,
I zna tajne sposoby gotowania trunku,
Który ma czarność węgla, przejrzystość bursztynu,
Zapach moki i gęstość miodowego płynu.
Wiadomo, czym dla kawy jest dobra śmietana;
Na wsi nie trudno o nię: bo kawiarka z rana,
Przystawiwszy imbryki, odwiedza mleczarnie
I sama lekko świeży nabiału kwiat garnie
Do każdej filiżanki w osobny garnuszek,
Aby każdą z nich ubrać w osobny kożuszek.
Jest do robienia kawy osobna niewiasta,
Nazywa się kawiarka; ta sprowadza z miasta
Lub z wicin bierze ziarna w najlepszym gatunku,
I zna tajne sposoby gotowania trunku,
Który ma czarność węgla, przejrzystość bursztynu,
Zapach moki i gęstość miodowego płynu.
Wiadomo, czym dla kawy jest dobra śmietana;
Na wsi nie trudno o nię: bo kawiarka z rana,
Przystawiwszy imbryki, odwiedza mleczarnie
I sama lekko świeży nabiału kwiat garnie
Do każdej filiżanki w osobny garnuszek,
Aby każdą z nich ubrać w osobny kożuszek.
(Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz)
Jeśli człowiek pojedzie na Mazury, to warto taką kawiarkę zabrać. Nie uczyniliśmy tego dwa lata temu, ale w tym roku wzbogaciliśmy załogę o kawiarkę i nie narzekaliśmy. Aż nam w sercach poezja zakwitła.
Na naszym jachcie każdego ranka,
Kawę przyrządza specjalna kawiarka.
(załoga, twórczość kolektywna)
I raz w sutki, ona myju piersiki :P
OdpowiedzUsuńdla wsiech nastajaszczych ruskich matrosow! (z.)
OdpowiedzUsuńKawiarka to wcale nie tylko po krakowsku ;)
OdpowiedzUsuńŚwiat jest zły, a czekolada ma gorzki posmak: http://www.dzialzagraniczny.pl/2013/11/gorzki-posmak-czekolady/
OdpowiedzUsuń