Przegląd prasy: Salwador 5-9 stycznia 2014 roku
Lektura lokalnych dzienników jest
świetną okazją do zapoznania się z tym, o czym SIĘ mówi, czym
SIĘ żyje, i jak SIĘ żyje w danym kraju. Do zobaczenia innego
odbioru świata. W ogóle przekonania się, że słowo „świat”
może znaczyć coś zupełnie innego: nie Niemcy, Francję i Włochy,
a Meksyk, Stany Zjednoczone i Wenezuelę.
Pejzaż jest zasadniczo taki, że na
początku lutego elekcja prezydenta, więc kampania wyborcza wre. W
departamencie San Miguel nastąpiła erupcja wulkanu w postaci dymu i
pyłu (bez ognia, lawy, poważniejszych trzęsień ziemi i tego typu
atrakcji). Poza tym jesteśmy w Salwadorze, więc każda gazeta
codzienna dostarcza nam co najmniej kilku rewelacji o morderstwie,
napadzie w bronią lub bez broni czy chociażby zaginięciu.
Zasadniczo prasa jest prawicowa (prawica salwadorska, czytaj:
stronnictwo, w którego skład wchodzą m.in. ludzie reżimu odpowiedzialnego za takie wydarzenia
jak masakra w El Mozote – około 1000 zabitych zwykłych obywateli
– i programowo wspierająca bogatych, zwłaszcza amerykańskich),
natomiast lewica kryje się w internecie (lewica salwadorska, czytaj:
FMLN, partia-kontynuatorka guerilli walczącej z państwową armią w
wojnie domowej lat 1981-1992, która w tamtym czasie celnie rząd
krytykowała, natomiast obecnie nie za bardzo ma pomysł na
konstruktywne rządzenie). Jak zgodnie powtarzają wszyscy moi rozmówcy:
wybory drugiego lutego to wybór mniejszego zła.
Kampania wyborcza w pełni: murarz spod San Salwador oferuje kolumny z logo trzech głównych sił politycznych. Czy to przesada? Właściwie to nie, bo te loga i tak są już wszędzie. WSZĘDZIE. |
Mimo napiętej sytuacji związnej z
bezpieczeństwem i wyborami, La Prensa Grafica z niedzieli 5
stycznia (niedzielne wydanie ma aż 132 strony i kosztuje 0.60$)
wita na pierwszej stronie zdjęciem gwiazdki Demi Lovato, która to
ma opowiadać o walce z uzależnieniami. Reszta okładki to standard:
o gangach w departamencie Morazan, wypadkach samochodowych na
autostradzie do Santa Ana, plus piłka nożna.
Druga strona poświęcona jest
wybuchowi wulkanu Chaparrastique 29 grudnia, z którego opary są
roznoszone przez wiatr po okolicy – można dodać, że chmura miałą
200 do 300 metrów wysokości. Co prawda lawa nie zalała okolicy,
ale w związku z zagrożeniem zdrowia związanym z wdychaniem m.in.
dwutlenku siarki, z okolicznych wiosek ewakuowano 1635 mieszkańców.
Dalej znajdujemy artykuł o tym, że ewakuowanym nie zapewniono
wystarczającej pomocy w obozie tymczasowym. Urzędnicy ochrony
cywilnej tłumaczą się, że są przygotowani na powodzie i
trzęsienia ziemi, a nie na wulkany.
Radosna nowina: właśnie zamknięty
rok 2013 wygląda na najbezpieczniejszy od 10 lat! Zamordowano w
końcu jedynie 2490 osób, najmniej od 2003 roku. Dalej czytamy nieco
dokładniejsze porównania: od stycznia do maja 2013 było mniej
morderstw niż w odpowiednich miesiącach 2012, potem jednak było
nieco gorzej, zaś miesiącami wyjątkowo „owocnymi” okazał się
lipiec (253 zabitych) i listopad (256, zadziwiająca regularność).
Kawałek dalej mamy rozwinięcie
problemu z okładki: gangów z Morazan. Już siedmiu (z 26) burmistrzów przyznaje, że usłyszało groźby:
domagają się prawa do broni długiej dla ochrony oraz ochroniarzy
dla każdego z nich. Burmistrz Yoloaiquin: „Czujemy się
zagrożeni, dlatego chcemy PPI [agentów ochrony, przyp. WG] dla
wszystkich. Z ludźmi z rywalizujących partii politycznych jesteśmy
w dobrym kontakcie, ale z gangami nigdy nie wiadomo.” W sumie
dobrze, że powiedział, że nie będą się wystrzeliwac między
partiami, chociaż kto wie...
Artykuł na całą stronę (w tym 3
fotografie) o nowych morderstwach na nowy rok: 35-40 letnia kobieta w
miejscowości Armenia, 17-latek z Santa Rosa, dwóch nastolatków w
stolicy (na parkingu i w małej restauracyjcie), dwoje ludzi na
głównej drodze na Ahuachapan i jeszcze kilka osób. Na boku osobny
pasek o zamordowaniu nastolatka w Apopie. Zabitemu zabrano samochód,
koszulę i buty.
Dalej strona z kandydatami na
prezydenta, po pół dla każdego. Na zdjęciach są wśród ludu,
rozdają chleb, usmiechają się, machają rękami w otoczeniu tłumów
zwolenników. W tekście trochę obiecują, trochę oskarżają
kandydatów o anulowanie debaty telewizyjnej czy korupcję. Kandydat
FMLN chwali się, że w kampanii wyborczej docierają do domów,
zapoznają ludzi z programem: odbyło się już 727 tysięcy wizyt,
celem jest milion (Salwador ma około 6 milionów mieszkańców).
Ciekawą wizję przedstawia w dziale
opinii urugwajski dziennikarz Danilo Abrilla. W zasadzie to nie
przewiduje nic, stwierdza tylko, że rok 2014 jest zagadkowy.
Dlaczego? W wielu krajach czasem wątłych jeszcze demokracji
latynoamerykańskich odbywają się w tym roku wybory: Salwador i
Kostaryka idą do urn 2 lutego, w maju Panama i Kolumbia, później
także sam Urugwaj i Boliwia, a co najważniejsze: potentat regionu,
czyli Brazylia (potentat ze względu na rozmiar, siłę ekonomiczną
i dyplomację – wylicza autor).
Dział międzynarodowy
rozpoczyna stronicowym artykułem (z czego połowa strony to zdjęcie
zasypanych śniegiem samochodów) o niezwykłych mrozach w USA. W
niektórych stanach nawet -30 stopnia – informuje wyróżniona z
tekstu ramka. Inna, w kolorze czerwonym, stwierdza, że ta zimowa
burza kwalifikuje się na jedną z najsilniejszych w historii Stanów
Zjednoczonych.
Meksyk: Salwadorczyk zginął w wypadku
samochodowym.
Wenezuela: w kraju brakuje wszystkiego,
tym razem leków.
Znów Meksyk, tym razem stronicowy
artykuł o obchodach 20 lat aktywności zapatystów w Chiapas.
Subkomandante Marcos, który od 5 lat nie pokazuje się publicznie,
napisał, że podobnie jak 20 lat temu potrzebna jest walka przeciw
niesprawiedliwości: w Chiapas, Meksyku, całej Ameryce Łacińskiej,
na całym świecie. Poza tym Marcos w swoim tekście jubileuszowym
przytula wszystkich „kolegów i koleżanki zapatystki, ateistów
jak i wierzących”. Autor artykułu o jubileuszu wskazuje, że
przez 20 lat działalności niewiele udało się w Chiapas wywalczyć,
oskarża zapatystów o odrzucanie programów pomocowych rządu
(podkreślam, że gazeta jest prawicowa: z „planów pomocowych”
rządu to ja w Meksyku widziałem odcięcie finansowania szkół).
O, coś „u nas”: ukraińscy
demonstranci rozwalili pomnik Lenina, „tym razem” w Odessie.
Ciekawe sformuowanie: niespodziewanie autor notki nazywa ten czyn
„kolejnym aktem wandalizmu przeciw pamięci [uwaga:] OJCA
REWOLUCJI ROSYJSKIEJ”. Que? Na pewno rosyjskiej, może
bolszewickiej? Na pewno wandalizmu, tj. na pewno to taka dobra
rewolucja była, żeby zaraz o niej pamiętać? Dalej ciekawostka:
ukraińcy sprzedają w internecie fragmenty pomnika po 6.25$ za kilo
(drogo!). Jest też informacja, że autorem projektu pomnika był
niejaki Sergiej Merkurov: szczerze mówiąc zdziwiła mnie ta
informacja, bo nigdy nie myślałem o tych wszystkich sowieckich
straszydłach w kategoriach sztuki, w szczególności: nigdy nie
zastanawiałem się nad ich autorami.
A teraz najlepsze: Nikaragua. Jak
pewnie wiecie, kanał panamski należy do Stanów Zjednoczonych, jest
to niezły biznes i ważny element geopolityczny. Stany Zjednoczone
od dekad broniły się rękami i nogami, żeby im nikt nie zakłócił
ich monopolu, budując konkurencyjny kanał w Nikaragui (która nie
jest tak wąska jak Panama, ale ma wielkie jezioro Ometepeke, więc
przekop zrobić jest równie łatwo). A teraz co? Pod koniec 2014
roku ma się rozpocząć budowa. I Stany nic z tym nie zrobią, bo
kto to buduje? Chińczycy, u których Amerykanie są nieźle
zadłużeni. Gigant na glinianych nogach powoli traci stabilność.
Potem mamy informacje z regionów. W
Ahuachapan złapano handlarza marihuaną. W Cuscatlan odbyło się
przedstawienie na cześć wiejskiej kobiety salwadorskiej. 5 osób
zaatakowanych w autobusie w Apopie (nie zamordowanych, morderstwa
lądują na wcześniejszych stronach). Gdzieś buduja most, gdzie
indziej był wypadek.
Część wywiadowo-reportażowa. Wywiad
z Fernando Llortem, kreatorem unikatowego stylu malarstwa, muralu i
projektu, nawiązującego do sztuki ludowej. Zaczynał swoją
twórzość w La Palmie na północy kraju (pisząc te słowa jestem
właśnie w La Palmie, właśnie dlatego, że przeczytałem ten
artykuł), gdzie na przestrzeni kilkudziesięciu lat działalności
wytworzyła się szkoła czy wspólnota (la cooperativa)
artystów i rzemieślników, przez co miasteczko stało się kolorowe
i zacząło przyciągać tak twórców, jak i turystów (tak i mnie).
Fernando opowiada o początkach działalności, spotkaniach z
zamordowanym na początku wojny biskupem Romero i wpływie, jaki
sztuka ma na lokalną społeczność, w dziennikarz tendencyjnie
doszukuje się żalów i skandali (co wyjątkowo mu nie idzie). Przez
10 lat przed wojną Fernando mieszkał w La Palmie, potem, w wyniku
gróźb jakie otrzymywał, zdecydował się wrócić do stolicy,
obecnie w La Palmie bywa, ale już nie żyje. Opowiada o nietypowych
doświadczeniach cooperativy w czasie wojny: żołnierzom i
guerilli tak podobała się sztuka, że życzyli sobie rysunków na
kolbach swoich karabinów. I na konie ciekawa myśl dotycząca
budowy młodego narodu: „Wierzę, że sukces sztuki z La Palmy
zaowocuje pewną identyfikacja kulturową, identyfikacją, której
Salwadorczycy szukają. Wielu wraca do miasteczka tylko dlatego, że
czują się w pewien sposób reprezentowani przez tutejszą sztukę”.
Z wywiadu dowiedziałem się też, że
istnieje takie słowo jak Yollotl, które w lokalnym języku
La Palmy oznacza serce świata. Piękne słowo.
„Dziecko, przemyśl je dobrze” -
reportaż o akcji, w której młodzi uczniowie (14-18 lat) dostają
do rąk robotyczne dziecko, którym mają się zajmować przez 2 dni
i 3 noce by przekonać się... ilu problemów taki bobas dostarcza.
Jednym z problemów toczących Salwador są przedwczesne ciąże i
temu chcą zaradzić autorzy projektu. Jak wszystko jednak w tym
kraju, także i opisywany program jest prywatny i każdy uczeń musi
zapłacić zań 25$ (sic!), skąd prosty wniosek, że program trafia
tylko do szkół dla bogatych, czyli szkół prywatnych (dotychczas
był w dziesięciu), czyli w skrócie nie do tych ludzi, których
problem naprawdę dotyczy. Ale niech się dobrze bawią.
Jest też artykuł o Genewie i o
antydepresantach. I dużo, dużo reklam i ogłoszeń drobnych.
El Diario de Hoy (96 stron,
0.50$) ze środy 8 stycznia wita na okładce informacją,
która z tego co wiem trafiła także do polskich mediów, mianowicie
morderstwo byłej miss Wenezueli. Poza tym Stany Zjednoczone dalej
zamarzają, a granica Salwadoru jest zablokowana protestem przeciw
opłacie 18$ której wymaga się od przedsiębiorców transportowych.
Nie mogło się również obyć bez morderstwa w samym Salwadorze
(takie w Kolumbii się nie liczy), tym razem śmierć ponieśli
kierowca i kontroler biletów w autobusie linii 140 w San Pedro
Perulapan.
Następnie gazeta serwuje nam dwie
strony o tym, że rząd FMLN (pierwszy rząd lewicowy od zakończenia
wojny, czyli od około 20 lat) nie spełnia obietnic ekonomicznych (a
to nowina...). Karty dziennika okupują tabele z liczbami i
podsumowanie, że chociaż wybory za pasem, rząd wypełnił
niespełna 50% ze swych obietnic. 50%, połowa, myślę sobie, to i
tak dobrze w porównaniu do naszych wiecznych dyskutantów.
Afera korupcyjna: prezydent Francisco
Flores oskarżony o przejęcie na prywatne konta czeków pomocowych z
Tajwanu. Tłumaczy się gęsto, że przeznaczył pieniądze na walkę
z narkotraffikiem, gangami, rozbudowę infrastruktury korytarza
logistycznego z wybrzeża Pacyfiku do Arizony i zwalczaniem skutków
trzęsienia ziemi w 2001 roku.
Mamy zapowiedź debaty telewizyjnej w
niedzielę 12 stycznia z udziałem wszystkich pięciu kandydatów na
prezydenta. Skądinąd wiadomo, że liczy się tylko dwóch: z FMLN i
z Areny (prawica).
W długim artykule Susana Joma i Lilian
Martinez informują, że brak jasnych reguł prawnych hamuje rozwój
rybołówstwa. Nie chciało mi się czytać całości. Moją uwagę
zwróciła natomiast żółta ramka, z której dowiedziałem się, że
szefem salwadorskiej Izby Rybołówstwa i Rolnictwa jest Waldemar
Arneke. Zaraz za tym tekstem mamy rozwinięcie tematu z okładki:
dokładny schemat akcji zabójstwa kierowcy autobusu i jego
pomocnika. Kolejne teksty to kilka zabójstw i jedno zaginięcie.
Sprawy międzynarodowe: Stany w
dalszym ciągu zamarzają, a amerykański senat zatwierdza program
pomocowy dla bezrobotnych.
W Wenezueli rząd zamyka nieprzyjazną
gazetę poprzez... zakaz zakupu papieru. A w sąsiedniej Kolumbii
władzom poddało się 16 bojowników FARC.
Japońscy konsumenci w liczbie 900
zatruci jedzeniem z pestycydami.
W opiniach kryminolog Carlos
Ponce wyraża radość z faktu, że bezpieczeństwo obywateli
wreszcie stało się jednym z najważniejszym tematów kampanii
wyborczej.
W części biznesowej tekst o
tym, którytm krajom wzrosła, a którym spadła sprzedaż kawy.
Okazuje się także, że Managua, znalazła się wśród 100
najlepszych miast dla outsourcingu. W ciągu rok stolica Nikaragui
skoczyła z 95 na 87 pozycję, co było trzecim co do wielkości
awansem w zestawieniu, zaraz za Cabo (RPA) i być może znanym
czytelnikowi mieście Breslavia (czyli że Wrocław), które
po 12 stopniowym awancie znalazło się na 65 miejscu.
Wiaodmości lokalne: korki,
remonty, Dzień Osób Starszych w Cuscatlan (czyli tam gdzie ostatnio
czczono wiejskie kobiety, co za miłe miasteczko), żadnych morderstw
(!).
Na koniec oczywiście reklamy,
krzyżówki, komiksy i sport.
W odróżnieniu od Prensy i Diario, El
Mundo ma okładkę w tonach czerwieni, a nie niebieskości.
Oprócz barw w numerze z czwartku 9 stycznia (32 strony,
0.25$) na pierwszej stronie mamy: długie kolejki na granicach z
powodu nowych systemów kontroli, Messi wraca do formy, a średnia
zabójstw w nowym 2014 roku wynosi 10.5 na dobę.
El Mundo istotnie różni się układem
na początku: na trzeciej stronie, jak przystało na tytuł (El Mundo
znaczy tyle, co Świat) mamy zestawienie wiadomości ze świata:
Stanów Zjednoczonych, Panamy, Brazylii, Meksyku, Nikaragui i kraju o
nazwie Unia Europejska, który w El Mundo dorobił się nawet dość
dziwacznej flagi ze znakiem waluty euro w środku, a nie tą z 12 gwiazdkami (bo skoro wiadomości z
wszystkich krajów opatrzone są flagą, to te z UE również powinny
być). Niżej 4 najważniejsze tematy z dzienników ekonomicznych z
Argentyny, Meksyku, Peru i Wenezueli. W sumie to bardzo fajny pomysł.
Dalej polityka: partia GANA (trzecia co
do wielkości) oskarża ARENĘ i FMLN o niszczenie tablic
„propagandowych”, czyli ogłoszeń wyborczych (jak miło, że w
hiszpańskim nie czają się z używaniem słowa „propaganda”), a
wspomniane oskarżenia korupcyjne prezydenta Floresa wywołały
napięcie na linii Salwador Tajwan. Gazeta wkleja w artykuł kopie
stron internetowych South China Morning Post i BBC z informacjami na
ten temat by pokazać, że cały świat o tym mówi.
Ekonomia. Informacje z zatkanych
granic donoszą, że ciężarówki czekają ponad 24 godziny na
wyjazd. To pestka w porównaniu do naszych doniesień z Medyki! I
znów o erupcji: nie kończy się ona samym dymem ze stożka, ani
ewakuacją setek ludzi. Wybuch wulkanu Chaparrastique spowodował
straty w kawowych gajach: szacuje się, że tegoroczne żniwa w
regionie aż o 65% mniej, niż w ubiegłym roku. Ministerstwo
Rolnictwa zamierza przekazać pomoc w wysokości 85$ dla każdej z
rodzin dotkniętych brakiem pracy przy zbiorach (bo nie ma co
zbierać).
Jest też o Grecji, która to zamierza
podobno wymyślić wreszcie coś innego, niż kontynuowanie popadania
w niemieckie długi.
Wiadomości z kraju: kolejne
morderstwo w miejscowości Armenia. A do tego garść statystyk o
średniej około 10.5 morderstwa na dzień w 2014 roku, 74 osoby w 7
dni. Na dole ramka: przed przekazaniem do gazety do druku przyjęto
doniesienia o kolejnych 4 morderstwach, mamy więc w sumie 78. A
zaraz potem, w opiniach, piszą, że to w sumie nie tak źle, bo w
Wenezueli mieli 43 morderstwa dziennie, czyli 15.695 w ciągu roku –
imponująca liczba, jak ludność małego miasteczka (np.
Jelcz-Laskowice). Ciśnie się na usta, że to już nie zbrodnia,
tylko statystyka.
W sprawach międzynarodowych
pierwsza informacja znów o tym, że Stany Zjednoczone zamarzają. I
że w Kanadzie jest jeszcze gorzej, bo -40, a do tego pracują tam
nasi gorący chłopcy z południa. Tytuł artykułu głosi:
„Latynoamerykanie pracują w warunkach ekstremalnych”, a zdjęcie
przedstawia opatulonego w kurtkę, rękawiczki i czapulę
Kolumbijczyka odgarniającego zlodowaciałe grudy śniegu w Toronto.
W Hondurasie powódź. W Wenezueli
artyści protestują w metrze przeciw przemocy, a w Panamie kobieta
umarła na dengę, podnosząc ilośc ofiar tej choroby do pięciu (no
to chyba będę musiał uważać na komary).
Sport otwiera liga hiszpańska.
Niedawno widziałem w internecie filmik typu „Matura to bzdura”:
w salwadorskiej wersji proszono zagorzałych fanów Realu i
Barcelony, by wskazali na konturowej mapie świata ojczyznę swoich
ulubionych drużyn, Hiszpanię. W odpowiedzi pokazywano Syberię,
czasem środkową Afrykę, a jeden z pytanych z wielką pewnością
siebie wskazał północną część Stanów Zjednoczonych. To
Hiszpania leży w USA? - pyta prowadzący. Nie, trochę na północ.
W Kanadzie znaczy? Nie, nie, jeszcze troszeczkę wyżej, o tu –
odpowiada fan Realu, wskazując gdzieś na koło podbiegunowe.
Lokalne dzienniki jak widać to nie tylko ogół wybranych i zrealizowanych informacji dziennikarzy danego państwa,a także trochę zwierciadło całego postrzegania społecznego. Interesujące jest to jak inaczej mogą być przedstawiane różne fakty. Zazdroszczę znajomości języka i podziwiam !
OdpowiedzUsuńCześć, jestem teraz w San Salvadorze i obserwuję wybory. Nie zagłębiając się w politykę strzelam zdjęcia i umieszczam je na swoim blogu: (http://backpackista.com/pl/salvadoran-presidential-election-2014/).
OdpowiedzUsuńWybieram się później do Hondurasu, Nikaragui, Kostaryki i Panamy. Można Cię będzie gdzieś tam po drodze spotkać?
Pozdro!
No ciekawe, ciekawe kto wygra, pewnie FMLN, ale kto wi.
UsuńJa obecnie w Hondurasie, a jutro zaczynam pedalowac w strone Nikaragui. Takze tego. Ja jestem zawsze otwarty na spotkania : ). W Nicaragui spedze pewnie przynajmniej najblizsze 2 tygodnie, moze wiecej.
Dogrywka. Ok, ja ciągle w San Salvadorze ale być może w okolicach weekendu będę w Tegucigalpa, a później do Nicaragui. Podróżuję na motorku więc może Cię gdzieś tam złapię po drodze. Będę Cię łapał na mailu.
Usuń