Rowerowa trasa koncertowa [wideo]

Muzyka jest jednym z najpowszechniejszych nośników kultury. Kultura powstaje na obraz i podobieństwo społeczności. Różne społeczności zamieszkują często bardzo odległe miejsca na świecie. Odległość i brak komunikacji rodzi niezrozumienie. I jasne, trudno żeby setki milionów mieszkańców Ameryki Południowej pojechało do Polski by nas poznać. Można jednak pójść drogą na skróty i zawieźć im muzykę.

Zawieść im – konkretnie – piosenkę. Piosenkę, czyli muzykę i słowa. Muzykę – zagrać, słowa – zaśpiewać, ich sens – przetłumaczyć i wypisać na ścianie.


Nie jest tak, że wpadłem na to sam, rozsiadłszy się niczym Mickiewicz na Judahu skale, wypatrując kędy wąż śliską piersią dotyka się zioła i wysłuchując głosu z Litwy. Powtórzę – zawsze powtarzam – że najciekawsze zdarzenia w podróży zachodzą przypadkiem. Otóż przypadkiem kolega, którzy przyjmował mnie w Managua, opowiedział mi o szkole cyrkowej zbudowanej z butelek w Granadzie. W szkole w Granadzie zostałem tygodni parę. Mieli akurat urodziny i organizowali występy. Brzdąkałem akurat na gitarze w ogrodzie.

- A ty czemu nie wystąpisz? - mówi mi Diego, dyrektor.
- Znaczy się z czym? - ja mówię.
- Z piosenkami znaczy się.
- No ale przecież to po polsku, nic nie zrozumieją.
- To przetłumacz.

Wybrałem kilka piosenek i przetłumaczyłem na hiszpański. Śpiewałem po polsku, ale tłumaczenia wyświetlaliśmy za pomocą projektora. Ludzie mówili, że to dobry pomysł. Że ciekawe. Uwierzyłem im. Też mi się spodobało. Potem dosztukowałem sobie tę ideę wypisaną we wstępie do niniejszego tekstu i tak od Nikaragui organizuję od czasu do czasu koncerty muzyki z Polski i Europy Wschodniej.

Dlaczego nie tylko z Polski? Po pierwsze, wydaje mi się, że w Ameryce Łacińskiej jesteśmy w zapomnieniu wszyscy: my, Europa Wschodnia. Europa w Ameryce Łacińskiej to Paryż, Berlin i Rzym. W Europie wszyscy są bogaci, zarabiają w euro i mówią po angielsku. W Europie nie ma miejsca dla Polski, Białorusi i Ukrainy (ani dla Albanii, Mołdawii, Rumunii i wielu innych). Po drugie, czuję pewną wspólnotę krwi, kultury i historii z naszymi sąsiadami Słowianami.

Mógłbym być Ukraińcem, nie mam z tym problemu. Chociaż akurat właśnie piosenki z Ukrainy brakuje w mym wspaniałym repertuarze (tu apel do Czytelników o polecenie mi jakichś interesujących autorów ukraińskich; 5'nizzę znaju, ale oni śpiewają głównie po rosyjsku). Utwory w programie Música y Poesía de Polonia y Europa Oriental są w przeważającej mierze z Polski, do tego pojedyncze sztuki z Białorusi, Rosji i Czech. Obecnie, po dziesięciu występach, wykrystalizował się poniższy zestaw:

1. Kołysanka dla Nieznajowej (Apolinary Polek)
2. Idzie jesień (Andrzej Waligórski)
3. Za późno (SDM/Stachura)
4. Piosenka o moim życiu (Okudżawa)
5. Piosenka o papierowym żołnierzu (Okudżawa)
6. W wielkim mieści (Raz Dwa Trzy)
7. Tutaj na dworcu (Stan Tutaj, wg aranżacji Jurka Bożyka)
8. Cieszyńska (Jaromir Nohavica)
9. Dom na przełęczy (Andrzej Waligórski)
10. Nasza klasa (Jacek Kaczmarski)
11. Prostyja slowy (NRM)

Domyślam się, że co najmniej kilku – co najmniej jednej! – z powyższych piosenek Czytelnik nie zna. I że, w związku z tym, powie mi: ależ to niereprezentatywne. Nie dobierałem jednak piosenek by przedstawić pełen wachlarz gatunków i artystów, a raczej mnogość i specyfikę tematyki. Wybierając powyższy zestaw starałem się, by każdy tekst obrazował konkretny element historii, kultury, rzeczywistości. Kołysanka dla Nieznajowej (nie mylić z Kołysanką dla nieznajomej) opowiada o zimie, Łemkach i górach jako miejscu ucieczki, symbolu wolności; Nasza klasa to historia współczesna, Prostyja slowy – rodzina i ciepło zwyczajności, Cieszyńska – genialny hymn sąsiedztwa, i tak dalej. Przy każdym utworze opowiadam słuchaczom o tekście i kontekście, radzę na co zwrócić uwagę. Lubię starszą publiczność: co najmniej starszą ode mnie. I to właściwie nie są koncerty, raczej: spotkania. Nie prowadzę ich w charakterze artysty, raczej: prezentera, gońca, transmitenta. Czasem: gawędziarza.

Do tej pory – w przeciągu przeszło dwóch lat! - odbyło się zaledwie dziesięć koncertów. Nie wożę ze sobą gitary ani projektora. Dlatego za każdym razem, kiedy chcę zorganizować koncert, muszę znaleźć kogoś z gitarą (łatwe), lokal zainteresowany organizacją (względnie łatwe) i dysponujący projektorem (trudniejsze) oraz zostać w danym mieści do czasu koncertu (czasochłonne). Nie mniej, staram się, by w każdym kraju zagrać chociaż raz.

Udało się to: dwa razy w Nikaragui (w szkole cyrkowej), dwa razy w Kostaryce (koncertownia El Sotano i restauracja polskich potomków Cafe Kracovia, oba w stolicy, San Jose), trzy razy w Kolumbii (bary w Bogocie i Manizales oraz wioska uchodźców pod opieką fundacji Crisol, w okolicach Pereiry), dwa razy w Wenezueli (Merida i Caracas) i raz w Ekwadorze (Quito). Jeśli uda się znaleźć odpowiednie miejsce - lokal względnie alternatywny, względnie spokojny i kameralny – przyjęcie publiczności jest naprawdę dobre. Tak było osiem na dziesięć razy. Dwa razy przyjęcie określiłbym jako neutralne: w Bogocie, w klubie z klientelą przyzwyczajoną do elektroniki i wygibasów; oraz w Cafe Kracovia w San Jose – drogiej restauracji z klientelą przyzwyczajoną do tej samej orkiestry mariachi co tydzień.

Najlepiej wspominam występy z Wenezueli i Ekwadoru. W Caracas grałem w superpodziemnohipisowskim Aguacate Cafe. Stary budynek, ciepłe światła, świece i czytanie poezji jako support; wśród publiczności aktywiści miejscy, rowerowi wariaci i poeci, lepiej być nie mogło.  W Meridzie wschodnioeuropejska muzyka zabrzmiała w siedzibie ogólnokulturalnej Andyjskiej Fundacji Jogi, gdzie dojrzali mężczyźni i kobiety w białych, lnianych koszulach obchodzili przesilenie letnie. W Quito, w Thani Cafe, panuje po prostu kapitalna atmosfera drewnianych skrzynek, książek i zielska w doniczkach, mają doskonałe mikrofony, niezłe nagłośnienie (do ideału brakowało odsłuchu) i projektor, który zadziałał bez żadnych ale (to się nie zdarza!).

Teraz Peru, Boliwia, Chile, Argentyna, Urugwaj i Paragwaj, czyli co najmniej sześć koncertów, a miejmy nadzieję, że więcej, że do dwudziestu w sumie dobiję na koniec przejazdu. No, bo nie należy zapominać, że to przecież trasa koncertowa, która porusza się po całym kontynencie na rowerze!

zob. stronę koncertówfisicoenelcamino.blogspot.com/conciertos

(aha, no i czekam na propozycje piosenek ukraińskich!)

Quito

Granada

Manizales

Komentarze

  1. Co tu dużo mówić. Genialny pomysł i wykonanie.
    Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajrzałam tu do Ciebie przez przypadek, a właściwie nie przez przypadek, nazwa Twojego bloga mnie zaciekawiła. Chyba mamy jakąś wspólną rodzinę, bo podobnie się nazywamy ;)))
    Pozwolisz, że się rozejrzę, bo ciekawie tu u Ciebie ?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarzopisarze proszeni są o się podpisanie!

Popularne posty