Vladimiro Babiak: mliko czy moloko?
Matka
z domu Zięba, ojciec – Babiak. Po I wojnie światowej znaleźli
się w radzieckiej części Ukrainy. Dziadka Babiaka wywieziono na
Syberię. Bali się, że to samo mogło spotkać resztę rodziny.
Mieli nieco ziemi, zwierząt: mali właściciele ziemscy, zamożniejsi
chłopi. Na zdjęciu zrobionym przed wyjazdem stoją razem w ciemnych
garniturach, matka Zięba w prostej, eleganckiej sukience.
Włodzimierz Babiak |
Na
kolejnym zdjęciu widać ich luźno rozrzuconych w polu. Na łodygach
wiszą białe kłaczki. Pracują całą rodziną na 25-hektarowej
działce. Przyjeżdżali w latach 20', dopiero po 1930 zaczęto
udostępniać kolonizatorom działki większe, stuhektarowe.
Rząd
argentyński wybudował w celach kolonizacyjnych linię kolejową
przecinającą północne rubieże kraju, od Formosy do Embarcacion.
Tereny na 5 km na lewo i prawo od torowiska sprzedawano – na kredyt
– przyjezdnym. Zjawili się Polacy, Ukraińcy, Niemcy, Włosi,
Chorwaci i Serbowie, a także Litwini, Bułgarzy, Rumuni i Turcy.
Imigranci lgnęli do tych zmarginalizowanych, przygranicznych
regionów, bo suche ziemie Chaco były znacznie tańsze, niż
wilgotne pampy bliżej Buenos Aires, których lokalni latyfundyści
nie wypuszczali z rąk zbyt łatwo.
Po
lewej stronie od wejścia do domu Babiaków znajduje się archiwum.
„Ojciec wybudował ten pokoik jako dobudówkę, żebyśmy mieli
gdzie odrabiać lekcje”, opowiada Vladimiro Babiak, urodzony już w
Argentynie, w 1942 roku. Na drewnianych regałach piętrzą się
teczki, książki, torby papierów. Siedzimy w salonie, Babiak co
chwilę biega do archiwum. Staje przed regałem, ogarnia go wzrokiem
przez dłuższą chwilę, po czym rzuca się na jedną z półek,
gdzie podejrzewa znaleźć mapę pomiarów działek z lat 20',
książkę o Ibarrecie z 1900-nego, zdjęcia paragwajskich imigrantów
czy listy uczniów lokalnej szkoły podstawowej (Kondraciuk, Jóźwa,
Dimitruk, Sawicki).
„Lata
30' to był boom na bawełnę. Całe lata 30', 40', 50', nawet na
początku 60'”. Kilka kilometrów od Ibarrety, w
kolonii La Juanita, imigranci – głównie Ukraińcy i Polacy –
założyli spółdzielnię i kupili maszyny do oczyszczania surowca.
„Czy działało? Dwadzieścia cztery godziny na dobę!” Potem
bawełna się skończyła, wraz z rosnącą konkurencją cenową z
Azji. Inne uprawy też okazały się mało rentowne. „Nie było ani
inicjatywy oddolnej, ani pomocy państwowej, by przebranżować
region”. Rolnicy wyjechali do miasteczek, pola zarosły, w latach
90' kolej zamknięto, a dziś prowincja Formosa żyje z
państwa. „Główne źródła zatrudnienia to administracja
publiczna, szkoła i służby mundurowe” - przyznaje Babiak.
Droga z prowincji Salta w kierunku Ibarrety (RN 81): tak to mniej więcej wygląda przez 500 km |
Jedyne urozmaicenie to półpogańskie kapliczki dla Gauchito Gil, argentyńskiej wersji Robin Hooda, któremu zostawia się papierosy, liście koki i alkohol |
Roślinność dolnego Chaco w Parku Prowincjalnym Pampa del Indio (poza parkiem już zazwyczaj wycięto wszystkie grubsze drzewa) |
Z
wyglądu przypomina nieco Kapuścińskiego: obszerna łysina na
środku głowy i tylko z tyłu, jakby zza horyzontu, wyglądają z obu stron dwa
kłaczki włosów. Trójka dzieci wyjechała
z Ibarrety do większych miast: Babiak mieszka z żoną – córka
francuskich imigrantów – i kolibrami, które wiernie przylatują
do kwiatopodobnego wodopoju z wodą z cukrem.
„Pamiętam
jak któregoś razu zauważyłem, że rodzice inaczej nazywają
niektóre przedmioty – zaczyna nagle Babiak. Spytałem matki:
dlaczego ty mówisz mliko a ojciec moloko?" Tak się dowiedział, że
mają różne pochodzenie: matka Polka, ojciec Ukrainiec. Na
początku szkoła sprawiała mu sporych problemów: nie
znał hiszpańskiego, nie rozumiał nauczycieli. Dziś, jak większość potomków imigrantów,
nie pamięta wiele z języków matki i ojca (kapusta, kiełbasa, no i
to mleko). Żałuje języka i że nie wypytał dokładniej rodziców
o szczegóły emigracji: koszta, podróż, powody, pierwsze lata.
„Jak człowiek jest młody, nie myśli za wiele” - śmieje się.
Jak
był tym młodym człowiekiem, pracował jako chłopiec na posyłki.
„Potrafiłem jeździć konno, więc wysyłali mnie do miasteczka,
do sąsiadów.” Konno jeździł też do szkoły. „Ale czasem koń
nawiał i trzeba było te pięć kilometrów na piechotę lecieć.”
Liceum
w okolicy nie było. Miejscowy nauczyciel pomógł Włodkowi
(Vladimiro, Włodzimierz) uzyskać stypendium w szkole z internatem w
Concepcion del Uruguay. Gdy wrócił do Ibarrety, został
nauczycielem historii. Ale nigdy nie sprzedał 25 hektarów po
rodzicach, osiem kilometrów za miastem: „Mam tam kozy, owce, kilka
krów: wystarczy, żeby opłacić koszta utrzymania, odnowić
ogrodzenie, więcej mi nie trzeba”.
Jarzyński, burmistrz Ibarrety |
Gminny basen |
Karmnik dla kolibrów |
Pedro
Enrique de Ibarreta, narodowości baskijskiej, był ostatnim
odkrywcą: na zlecenie boliwijskiego rządu sprawdzał, czy rzeką
Pilcomayo można spłynąć do rzeki Parana i dalej do Oceanu
Atlantyckiego. Ale Pilcomayo znika właśnie na wysokości obecnego miasteczka Ibarreta: rzeka rozpływa się w
rozlewiskach Patiño. Tam odkrywca miał być zamordowany przez
miejscowych. Reżyser Alfredo Rodriguez nakręcił o tym film,
którego treść konsultował z Babiakiem. Niedawno pan Włodzimierz
wraz z historykami z Formosy i podróżnikami z Kraju Basków
instalował przy rozlewiskach tablicę pamiątkową.
„W
szkole dyrektorem był Hiszpan. Mówił, że trzeba do kanonu
nauczania włączyć historię regionu. Ale tej historii nie ma,
mówię mu, nikt jej jeszcze nie spisał.” Trzeba było spisać: Babiak podjął się zadania, dyrektor obiecał wsparcie i zaczęła się praca badawcza,
przede wszystkim: kim był Ibarreta i skąd się wzięli imigranci.
Dni spędzone w archiwach, dziesiątki metrów taśmy wideo z
wywiadami. Zdjęcia z tych wywiadów poniewierają się po archiwum.
Na nich Babiak, termos wrzątku, tykwa z yerba mate i pewny siebie
uśmiech wsadzony między blond bokobrody. Przed kamerą: niemieccy,
ukraińscy czy paragwajscy imigranci.
„Zabrałem
uczniów w teren. Kilkadziesiąt kilometrów na południe znaleźliśmy
ślady pierwszych prób kolonizacji, jeszcze za Hiszpanów. Z
fortyfikacji opuszczonych w XVII wieku pozostało kilka murów z
gliny i ugniatanej ziemi. Tam zaczęliśmy pisać historię północnej
Argentyny”.
Bardzo ciekawy i świetnie napisany tekst. Jak zwykle!
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa historia historia! Słyszałam, że w Ameryce Łacińskiej jest wiele osób o polskim pochodzeniu. czekam na więcej historii :)
OdpowiedzUsuńCiekawa historia. Fajnie się czytało. Czekam z niecierpliwością na kolejne. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń